Inny, czyli ten sam?
| Komentarz | 2010-05-30
Pan prezes porzucił marzenia o IV RP. Przekonuje nas o tym on sam, zapewniają też jego ludzie. A więc trzeba go pochwalić, i nie żywić więcej obawy, skoro Jarosław Kaczyński sam mówi, że jest już inny, odmieniony, zwrócony ku przyszłości i nastawiony – tak, tak, to wprost nie do wiary – na kompromis. Nowina, doprawdy, niezwykła i wprost szczęśliwa.
A jednak, a jednak, gdzieś tam w głębi siedzi we mnie niedowiarek, który cichutko pyta: czy to na pewno prawda?. Czy mowa ciała Jarosława Kaczyńskiego, gdy w Zakopanem głosił tę ważną dla Polski nowinę, jest spójna ze słowami? Bo gdyby liczył się tylko obraz, wyraz twarzy, mina, oczy i grymas ust – uwierzylibyście, że spomiędzy warg płyną słowa o kompromisie, pokoju i porozumieniu? Że odsunięte są w niepamięć, a właściwie – w niebyt, w czas przeszły dawno dokonany fakty, które ja sam mam i w pamięci, i w notatkach, i w publikacjach własnych oraz cudzych?
Słucham tez jego wyznawców z Placu Teatralnego, z błoni Lichenia, czytam w Internecie i czuję jeszcze głębsze niedowierzanie. Reakcje pełne nienawiści marszałka Komorowskiego, do premiera Tuska, do Ruska, do Niemca, Żyda i Czarnego Luda maja tę sama temperaturę wrzącego oleju, co zawsze. A kiedy bliska mi osoba mówi dziś, wiedząc, do kogo te słowa kieruje, że szkoda, iż tamten samolot nie spadł 3 dni wcześniej – to krew ścina się w żyłach.
Przecież gdy Jarosław z kolegami palił kukłę prezydenta Wałęsy pod Belwederem (zapytajmy go dzisiaj, czy żałuje – odpowie, że tak, czy że nie?), gdy czuł się inwigilowany, albo gdy brzydko mówił o prezydencie Kwaśniewskim, to temperatura, choć nie pokojowa, była przecież do zniesienia. Paroksyzm pojawił się z chwilą objęcia władzy, w 2005 roku, gdy okazało się, że nie jest ona całkowita, by nie rzec – absolutna, bo ograniczona a to przez sądy, a to przez prawo, a to przez Trybunał Konstytucyjny, przez opozycję i wolną prasę. Ograniczenie podnosiło prezesowi-premierowi ciśnienie, jak w przykrytym kociołku, w którym kipiący war podrzuca co chwilę z hałasem pokrywkę. Tak samo z hałasem wybuchał Kaczyński i ciskał gromy na ZOMO i szatanów.
Dziś, po tragedii smoleńskiej, każe nam Jarosław Kaczyński wierzyć, że temperatura wrzenia obniżyła się definitywnie. Skłonny byłbym w to uwierzyć, gdyby nie brak wiary w to, że człowiek może się łatwo zmienić na lepsze. Niestety, życie i doświadczenie uczą, że jeśli się zmienia, to na gorsze. Może też uległbym temu przekonaniu, gdyby nie świeże kłamstwa, którymi prezes-kandydat karmi zagraniczne media o śledztwie w sprawie katastrofy (że Polska go właściwie nie prowadzi). Gdyby nie inne kłamstewko – o zamrażarce marszałka, w której leżakują świetne projekty PiS, a zwłaszcza te, których autorką jest moja dawna dawna koleżanka – sprawdzić to można w opublikowanych przez kancelarię Sejmu dokumentach, wyjaśniających, czego jakiemu projektowi brak i jak długo marszałek czeka na uzupełnienia (bywa, że i 14 miesięcy). Gdyby nie kłamstwo, że biedni polscy rolnicy będą na zawsze skazani na dopłaty niższe, niż ich koledzy z Francji bądź Niemiec, chyba że prezes zostanie prezydentem, wtedy już im załatwi. Jak się komuś chce, niech zajrzy do Traktatu Akcesyjnego, albo nawet na stronę www.arimr.gov.pl. Przecież Internet to nie tylko pornosy i gry...
A zatem – kłamstewka przeczą deklaracjom. Mowa ciała prezesa też nie potwierdza jego słów. Zwolennicy kandydata PiS próbują zawłaszczyć też Kościół dla swego idola. Wypędziliby chętnie nie tylko zwolenników Komorowskiego, ale nawet samego marszałka (a był on przecież wykładowcą w seminarium duchownym i jest – od zawsze – wiernym synem Kościoła). Za kilka dni odbędzie się uroczystość beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki. W 2005 roku, kilka dni przed drugą turą wyborów prezydencki, telewizja publiczna wyemitowała film o ks. Jerzym. Miało to pewnie jakiś wpływ na mobilizację zwolenników Lecha Kaczyńskiego. Czy obecne uroczystości wyznawcy Jarosława spróbują dla niego zmonopolizować eliminując rywala z Platformy Obywatelskiej? Prymas Polski abp Kowalczyk powiedział dzisiaj, że w ciągu ostatnich 20 lat wielu polityków próbowało wykorzystać Kościół do swoich doraźnych celów. Określił ich bardzo niepochlebnie. Kto wie, czy wśród wyborców prezesa Kaczyńskiego prymas nie znajdzie się na cenzurowanym, podobnie jak abp Józef Życiński, lub ksiądz redaktor Adam Boniecki, nie mówiąc o intelektualistach, wyrażających odmienny od PiS-owskiego pogląd na Polskę i świat?
Jarosław Kaczyński, jeśli chce Polakom udowodnić, że rzeczywiście się zmienił, musi zacząć mówić rzeczy, których nie chcieliby słyszeć jego najwytrwalsi i najwierniejsi zwolennicy. Chyba, że wiedzą, że to tylko taktyka, pozór, ściema. Że on, prezes Jarosław, wciąż jest taki sam, jak kiedyś. Że się nie zmienił.
Piotr Rachtan
Słucham tez jego wyznawców z Placu Teatralnego, z błoni Lichenia, czytam w Internecie i czuję jeszcze głębsze niedowierzanie. Reakcje pełne nienawiści marszałka Komorowskiego, do premiera Tuska, do Ruska, do Niemca, Żyda i Czarnego Luda maja tę sama temperaturę wrzącego oleju, co zawsze. A kiedy bliska mi osoba mówi dziś, wiedząc, do kogo te słowa kieruje, że szkoda, iż tamten samolot nie spadł 3 dni wcześniej – to krew ścina się w żyłach.
Przecież gdy Jarosław z kolegami palił kukłę prezydenta Wałęsy pod Belwederem (zapytajmy go dzisiaj, czy żałuje – odpowie, że tak, czy że nie?), gdy czuł się inwigilowany, albo gdy brzydko mówił o prezydencie Kwaśniewskim, to temperatura, choć nie pokojowa, była przecież do zniesienia. Paroksyzm pojawił się z chwilą objęcia władzy, w 2005 roku, gdy okazało się, że nie jest ona całkowita, by nie rzec – absolutna, bo ograniczona a to przez sądy, a to przez prawo, a to przez Trybunał Konstytucyjny, przez opozycję i wolną prasę. Ograniczenie podnosiło prezesowi-premierowi ciśnienie, jak w przykrytym kociołku, w którym kipiący war podrzuca co chwilę z hałasem pokrywkę. Tak samo z hałasem wybuchał Kaczyński i ciskał gromy na ZOMO i szatanów.
Dziś, po tragedii smoleńskiej, każe nam Jarosław Kaczyński wierzyć, że temperatura wrzenia obniżyła się definitywnie. Skłonny byłbym w to uwierzyć, gdyby nie brak wiary w to, że człowiek może się łatwo zmienić na lepsze. Niestety, życie i doświadczenie uczą, że jeśli się zmienia, to na gorsze. Może też uległbym temu przekonaniu, gdyby nie świeże kłamstwa, którymi prezes-kandydat karmi zagraniczne media o śledztwie w sprawie katastrofy (że Polska go właściwie nie prowadzi). Gdyby nie inne kłamstewko – o zamrażarce marszałka, w której leżakują świetne projekty PiS, a zwłaszcza te, których autorką jest moja dawna dawna koleżanka – sprawdzić to można w opublikowanych przez kancelarię Sejmu dokumentach, wyjaśniających, czego jakiemu projektowi brak i jak długo marszałek czeka na uzupełnienia (bywa, że i 14 miesięcy). Gdyby nie kłamstwo, że biedni polscy rolnicy będą na zawsze skazani na dopłaty niższe, niż ich koledzy z Francji bądź Niemiec, chyba że prezes zostanie prezydentem, wtedy już im załatwi. Jak się komuś chce, niech zajrzy do Traktatu Akcesyjnego, albo nawet na stronę www.arimr.gov.pl. Przecież Internet to nie tylko pornosy i gry...
A zatem – kłamstewka przeczą deklaracjom. Mowa ciała prezesa też nie potwierdza jego słów. Zwolennicy kandydata PiS próbują zawłaszczyć też Kościół dla swego idola. Wypędziliby chętnie nie tylko zwolenników Komorowskiego, ale nawet samego marszałka (a był on przecież wykładowcą w seminarium duchownym i jest – od zawsze – wiernym synem Kościoła). Za kilka dni odbędzie się uroczystość beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki. W 2005 roku, kilka dni przed drugą turą wyborów prezydencki, telewizja publiczna wyemitowała film o ks. Jerzym. Miało to pewnie jakiś wpływ na mobilizację zwolenników Lecha Kaczyńskiego. Czy obecne uroczystości wyznawcy Jarosława spróbują dla niego zmonopolizować eliminując rywala z Platformy Obywatelskiej? Prymas Polski abp Kowalczyk powiedział dzisiaj, że w ciągu ostatnich 20 lat wielu polityków próbowało wykorzystać Kościół do swoich doraźnych celów. Określił ich bardzo niepochlebnie. Kto wie, czy wśród wyborców prezesa Kaczyńskiego prymas nie znajdzie się na cenzurowanym, podobnie jak abp Józef Życiński, lub ksiądz redaktor Adam Boniecki, nie mówiąc o intelektualistach, wyrażających odmienny od PiS-owskiego pogląd na Polskę i świat?
Jarosław Kaczyński, jeśli chce Polakom udowodnić, że rzeczywiście się zmienił, musi zacząć mówić rzeczy, których nie chcieliby słyszeć jego najwytrwalsi i najwierniejsi zwolennicy. Chyba, że wiedzą, że to tylko taktyka, pozór, ściema. Że on, prezes Jarosław, wciąż jest taki sam, jak kiedyś. Że się nie zmienił.
Piotr Rachtan