Racjonalność irracjonalna
| Prawo | 2010-05-06
Generalną zasadą stosowania prawa jest przyjmowanie, a priori, że ustawodawca jest racjonalny. Na podstawie setek orzeczeń wydaje się, iż aksjomat ten stał się już od dawna archaizmem.
Wydawać się może, że ustawodawca dawno już zaprzestał uwzględniania predyspozycji, zdolności rozumienia celu tworzonego prawa przez osoby je stosujące. W tym, niestety, również przez sędziów. Przepisy niejednoznaczne, dające możliwość luzu decyzyjnego, mające, z założenia, gwarantować zasadę niezawisłości sędziowskiego orzekania, prowadzą coraz częściej do groteskowych rozstrzygnięć.
Do sądu administracyjnego w Warszawie wniesiona została skarga przeciwko Urzędowi Transportu Kolejowego o uchylanie się od udzielenia informacji publicznej. Pytanie było proste: jaka firma i za jakie pieniądze przeprowadziła test tzw. kompetencji kierowniczych w konkursie na wyższe stanowisko w służbie cywilnej.
Skarga została wniesiona, zgodnie z przepisami, za pośrednictwem UTK. Urząd, też zgodnie z przepisami, skargę ową przekazał sądowi wraz z odpowiedzią na skargę. Zaraz potem przysłał skarżącemu pismo z żądanymi wcześniej informacjami. Sposób postępowania, argumentacja Urzędu i rysujący się obraz sposobów przeprowadzania konkursów na stanowiska dyrektorów w urzędach administracji rządowej to temat na odrębne opracowanie. Tu, po udzieleniu przez organ żądanych informacji - już po wszczęciu postępowania przed sądem administracyjnym - skarga stała się bezprzedmiotowa.
Wkrótce potem WSA w Warszawie nadesłał skarżącemu wezwanie do uiszczenia wpisu sądowego od skargi na bezczynność organu - sygn. akt II SAB/Wa 43/10. Ponieważ jednak skarga w tym momencie stała się bezprzedmiotowa - organ udzielił żądanych informacji - zatem skarżący, zamiast wniesienia opłaty, wystosował pismo procesowe o wycofaniu skargi - na podstawie art. 60 ppsa - uznając tym samym sprawę za zakończoną.
Jakież było zdumienie, gdy kilka tygodni później skarżący otrzymał postanowienie sędziego WSA, Eugeniusza Wasilewskiego, o odrzuceniu skargi z powodu niedopełnienia obowiązku dokonania wpłaty z tytułu wpisu sądowego od skargi. Zdumienie to przerodziło się w napad niepohamowanego śmiechu po zapoznaniu się z uzasadnieniem tego kuriozalnego postanowienia.
Sąd otóż uznał, że nie może umorzyć sprawy, bowiem skarżący, składając wniosek o wycofanie skargi zmierzał do obejścia prawa. Zatem - na podstawie tego samego przepisu art. 60 ppsa - odmówił umorzenia postępowania i postanowił o odrzuceniu skargi.
Formalnie rzecz ujmując, treść przepisu w zasadzie dawała podstawy do odmowy umorzenia postępowania:
„(...) Skarżący może cofnąć skargę. Cofnięcie skargi wiąże sąd. Jednakże sąd uzna cofnięcie skargi za niedopuszczalne, jeżeli zmierza ono do ominięcia przepisów prawa lub spowodowałoby utrzymanie w mocy aktu lub czynności dotkniętych wadą nieważności.(...)".
Rozumienie przepisu, w tej konkretnej sytuacji, sędzia Eugeniusz Wasilewski tak oto wyjaśnia:
„(...) Zgodnie z art. 60 ppsa skarżący może cofnąć skargę. Cofnięcie skargi wiąże sąd. Jednakże sąd uzna cofnięcie skargi za niedopuszczalne, jeżeli zmierza ono do obejścia prawa lub spowodowałoby utrzymanie w mocy aktu lub czynności dotkniętych wadą nieważności. W przypadku skutecznego cofnięcia skargi postępowanie sądowe ulega umorzeniu (art. 161 § 1 pkt 1 cyt. ustawy).
W przedmiotowej sprawie taka sytuacja nie zachodzi, bowiem Sąd uznał cofnięcie skargi za niedopuszczalne, ponieważ zmierzałoby ono do obejścia przepisów dotyczących uiszczenia wpisu od skargi. (...)".
Co wynika z takiego uzasadnienia? Niewątpliwie sędzia Eugeniusz Wasilewski umie czytać. Zacytował bowiem przepis ustawy. Dalej to już tylko pozostaje humorystyka mrożkowska. Sąd przyjął, że skarżący cofając skargę z powodu jej bezprzedmiotowości, tak naprawdę szukał pretekstu, by ominąć prawo. A to ominięcie miało polegać na uchylaniu się od wniesienia stosownej opłaty sądowej.
Idąc rozumowaniem sądu, skarżący powinien najpierw wnieść opłatę, ze świadomością, że sprawa jest przesądzona, a dopiero później, albo równocześnie wnieść o umorzenie postępowania. Wówczas wszystko byłoby zgodne z prawem. Gdzie tu miejsce na zdrowy rozsądek i racjonalność ustawodawcy, nie wiadomo. Gdzie racjonalność stosującego prawo, tym bardziej trudno zgadnąć.
Skarżący, postępując z tak rozumianym i stosowanym prawem, miał obowiązek dokonać wpisu, ponieść koszty przelewu, odczekać kilka tygodni, a może i miesięcy na postanowienie o umorzeniu postępowania i potem kolejne kilka tygodni na zwrot uiszczonej opłaty. Ten zwrot, pocztą lub przelewem, obciążyłby skarżącego, rzecz jasna.
Sąd w tym czasie również miałby zajęcie. Przyjęcie wpisu, zaksięgowanie, poświadczenie do akt sprawy, posiedzenie w sprawie umorzenia, postanowienie, uzasadnienie, zlecenie wysłania, zlecenie zwrotu, księgowanie przepływów finansowych, dokonywanie przelewu lub przekazu pocztowego. Kilkanaście osób miałoby sporo zajęcia przy gonieniu króliczka.
Cała historia zakończyłaby się z identycznym skutkiem. Sprawa zostałaby zamknięta bez rozpoznawania. W tym przypadku odrzucenie czy umorzenie dla skarżącego nie miało najmniejszego znaczenia. Dla organu skarżonego też. Dla sądu za to przybyłoby zajęć bez liku.
Jedynie skarżący w tej całej gonitwie cienia poniósłby dodatkowe, zbędne koszty. Podobnie jak zbędnej roboty przybyłoby pracownikom sądu i przy okazji wzrosłaby produkcja makulatury.
Na czym polega zarzut próby omijania prawa? Na zidentyfikowaniu celu takiego działania. Ten cel, co do zasady, ma zmierzać do osiągnięcia jakiejś korzyści przez podmiot, który to prawo usiłuje ominąć. Jaką korzyść miałby osiągnąć skarżący w tej konkretnej sprawie? Żadnej. Umorzenie czy odrzucenie skargi w tym konkretnym przypadku, zarówno z punktu widzenia prawa jak i stanu faktycznego było dla skarżącego doskonale obojętne.
Wystarczyło zignorować wezwanie do uiszczenia wpisu i skutek byłby ten sam. A skarżący przynajmniej zaoszczędziłby sobie czasu, papieru, tuszu i pocztowych kosztów przesyłki poleconej.
Skąd więc pomysł sądu o próbie omijania prawa przez skarżącego, gdy w sposób racjonalny i zgodnie z prawem próbował zamknąć sprawę z powodu odpadnięcia powodu do skarżenia? Wygląda na to, że sąd poczuł się niepocieszony z powodu braku owego wpisu od skargi. Co by to sądowi dało? Wszak w razie umorzenia musiałby ów wpis zwrócić skarżącemu.
A może niekoniecznie. Otóż w ustawie o postępowaniu przed sądami administracyjnymi odnajdujemy inny ciekawy przepis w brzmieniu:
„(...) Art. 232
§ 1 Sąd z urzędu zwraca stronie
1) cały uiszczony wpis od:
- a) pisma odrzuconego lub cofniętego, jeżeli odrzucenie lub cofnięcie nastąpiło przed wysłaniem odpisu skargi - organowi, którego działanie lub bezczynność zaskarżono, a także odpisu środka odwoławczego albo skargi o wznowienie postępowania innym stronom;
- b) zażalenia na postanowienie w przedmiocie ukarania grzywną, jeżeli zażalenie zostało uwzględnione;
2) połowę wpisu od pisma cofniętego przed rozpoczęciem posiedzenia, na które sprawa została skierowana, z tym że posiedzenie mediacyjne nie wyłącza zwrotu;
§ 2 Postanowienie w przedmiocie zwrotu wpisu może być wydane na posiedzeniu niejawnym.(...)".
Zagadkowe rozumienie i stosowanie przepisów prowadzić może do kreślenia wielu różnych scenariuszy. Rodem ze świata absurdu. Szczególnie mając na uwadze przepis art. 232 § 2. Można sobie na przykład wyobrazić i taki scenariusz, że sąd najpierw inkasuje wpis od skargi, potem kieruje sprawę na rozprawę, a następnie zajmuje się wnioskiem o cofnięciu skargi. Tym sposobem skarżący, po postanowieniu o umorzeniu postępowania z powodu cofnięcia skargi, nie otrzyma zwrotu wpisu w całości, a jedynie tego wpisu połowę.
Czy w opisywanym przypadku odrzucenie skargi rzeczywiście było zgodne ze znaczeniem przepisu art. 60 ppsa i zgodne z intencją ustawodawcy? Czy istotnie, biorąc pod uwagę stan faktyczny, można było dojść do wniosku, że skarżący działał w celu ominięcia prawa? Czy intencją ustawodawcy było przymuszanie stron do działań irracjonalnych i zbędnego, wręcz bezsensownego ponoszenia kosztów oraz przydawania sądom równie bezsensownych zajęć?
Jest też jeszcze w tej sprawie inny aspekt natury prawnej. Otóż art. 60 ppsa daj prawo sądowi do nieuwzględnienia wniosku o cofnięciu skargi i w związku z tym sąd może odmówić umorzenia postępowania. Jednakże przepis ów nie daje podstawy do odrzucenia skargi. Taką podstawę sąd powinien wskazać - biorąc pod uwagę treść uzasadnienia - z powołaniem przepisu art. 58 § 1 pkt 3 ustawy ppsa. Nie zrobił tego. Dlaczego? Nie wiadomo, ale właściwej podstawy prawnej odrzucenia skargi Sąd nie podał.
Wydaje się, że zgodnie z przepisami ustawy, po nieuwzględnieniu wniosku o cofnięciu skargi z powodów - jak to odkrywczo sąd zauważył - próby ominięcia przepisów prawa, sąd miał obowiązek wydać w tej materii postanowienie o odmowie uwzględnienia wniosku i ponownie wezwać stronę do wniesienia wpisu sądowego. Dopiero po bezskutecznym upływie terminu sąd miałby podstawy do odrzucenia skargi z powodu nieuzupełnienia braków formalnych. Sąd, jak widać, poszedł na skróty.
Czyżby ze złości, że nie udało się uszczknąć chociaż kilku złotych od skarżącego za, bądź co bądź, tytaniczną pracę sędziego i innych pracowników sądu? Oczekiwanie wynagrodzenia za wykonane czynności, choćby nawet tylko kancelaryjne, miałoby może i jakiś sens. Ale dlaczego, w tym wypadku, koszty te miałby ponosić skarżący a nie organ, który do takiej sytuacji doprowadził poprzez swoje działania?
Pan sędzia Eugeniusz Wasilewski powinien rozważyć zatem, czy nie pozwać krnąbrnego organu, winnego przysporzenia pracy sądowi i jego urzędnikom? Niech organ płaci za zmarnowany czas i stertę makulatury wytworzonej w związku z ta sprawą. Da się to wyliczyć.
To, oczywiście, żart. Podobnie jak coraz częściej widać, że cały ten nasz wymiar sprawiedliwości i jego orzecznictwo stają się żartem.
Wyjątkowo ponurym.
Witold Filipowicz
Warszawa