Fot. Jacek Giżyński

Ładne, wieczorne światło, piękny fragment Warszawy, Stare Miasto, Plac Zamkowy, w dali widać panoramę Wisły. Jakieś dziewczyny śmieją się:
- O zobacz, po rusku.
Starszy mężczyzna duka po rosyjsku odcyfrowując napis grażdanką z transparentu. I nagle milkną, jakby nad wszystkim zawisła bania ciszy. Z dala słychać odgłosy miasta. Podchodzą do dzieci i młodych ludzi trzymających plansze. Plansz jest dwadzieścia dwie. Na nich zdjęcia ukazujące odcięte głowy, rowy z ludzkimi ciałami, trupy ze śladami tortur, pomordowane kobiety. Podpisy po polsku: „Zwłoki wleczone po błocie na linie za pojazdem". „Zbiorowy mord". „Dół z okaleczonymi zwłokami..." „...zdjęcie dziewiętnastoletniej dziewczyny będącej w zaawansowanej ciąży, która została zamordowana zaostrzonym kołkiem wbitym do narządów rodnych."

Fot. Jacek Giżyński

***

Czeczenów jest niewielu, kilkudziesięciu. Głównie młodzi ludzie, kilka kobiet, dzieci. Są i Polacy, też młodzi. Wszyscy stoją na podwyższeniu pod kolumną Zygmunta, nad nimi powiewa kilkanaście zielonych flag Czeczeńskiej Republiki Iczkerii. Wokół trochę gapiów oszołomionych tym, co zobaczyli i mnóstwo policji. Szczególnie jeden się narzuca, łazi z kamerą i filmuje.

Część młodych demonstrantów jest zamaskowana, w kominiarkach, ale niektórzy stoją z odkrytymi twarzami. Pytam Adama Borowskiego, honorowego konsula Iczkerii w Polsce, po co to? Jakaś maskarada?

- Może mają tam rodzinę, nie chcą jej narażać na śmierć.

Tam, to znaczy w Czeczenii. Podchodzę do młodego chłopaka stojącego pod Kolumną i pytam, dlaczego on bez maski. Trudno się dogadać, mówi po rosyjsku z ciężkim, czeczeńskim akcentem.

- Tak, mam tam rodzinę. Tam, na Kaukazie.

Fot. Jacek Giżyński

Ale zamaskowani koledzy tłumaczą za niego:

- Już nie ma, miał, teraz to sierota.

***

Ósmy marca, rocznica zamordowania prezydenta Asłana Maschadowa. Piąta po południu, zimno, aż marzną ręce i nogi. Ale z dwieście osób wreszcie się zebrało. Wbiła mi się w pamięć poprzednia czeczeńska demonstracja, na której byłem. Też pod Kolumną, ale nie było zdjęć, nie było dzieci - przynajmniej tak to zapamiętałem - natomiast pysznił się jakiś grubas, który przedstawiał się przez mikrofon, że jest „korespondentem wojennym". Mało kto z przechodniów kojarzył, o co chodzi.

Skąd ta zmiana? Staram się tego dowiedzieć od starszego mężczyzny stojącego skromnie z boku. Pobrużdżona twarz porośnięta siwym zarostem, sylwetka prosta, jak na dżygita z Kaukazu przystało, czyste, ale biedne ubranie. To Szałambek Amajew, przedstawiciel czeczeńskiej diaspory w Polsce.

Ale on, chce mówić o czymś innym.

- Po to tu przyszliśmy, żeby dostukać się do światowej opinii publicznej i powiedzieć, że Rosja prowadzi w Czeczenii politykę terroru państwowego. A my nie możemy się przebić przez środki masowego przekazu, żeby ludzie nas usłyszeli.

Fot. Jacek Giżyński

Chwali jednak Polaków, za zrozumienie, z jakim podchodzą do ich sprawy.

Próbuję wyciągnąć go na rozmowę o trudnościach z uzyskaniem statusu uchodźcy, ale nie chce o tym mówić. Musimy kończyć bo podchodzi Adam Borowski i rzecze z ogniem w oczach:

- Puszczamy hymn! Dawaj, dawaj! Potem przemówienie, potem modlitwa. I petycja!

Z głośników leci hymn Iczkerii. Trochę słabo słychać. Policjant filmuje obsesyjnie Borowskiego, robi ujęcia nad głowami dzieci, które stoją z tablicami, potem obniża kamerę i długo, długo filmuje zdjęcia trupów. Jemu też się chyba udzielił ten nastrój.

Szałambek Amajew zaczyna stukać do sumień.

- Każdy, kto zobaczy, zrozumie, że to ludobójstwo. Tę wojnę można zatrzymać jednym słowem, ale Putin nie chce. Prezydent Putin rozpoczął tę wojnę i zrzucił winę na Czeczenów. My nie jesteśmy terrorystami!

Fot. Jacek Giżyński

Teraz występuje Borowski. Chyba taki był podział ról, że Amajew mówi o Czeczenach, a jeśli o Polakach, to tylko dobrze, zaś Borowski o Polakach, jakimi są naprawdę:

- Gdyby Żyd z getta się wydostał, ci nasi urzędnicy nie daliby mu statusu! - Wymienia tych „naszych urzędników" z nazwiska. - Dlaczego utrzymuje się na tych stanowiskach Węgrzyna i Pilaszkiewicza?

Rzeczywiście, Jan Węgrzyn dyrektorował Urzędowi ds. Repatriacji i Cudzoziemców za rządów AWS, potem za postkomuny, a i teraz za PiS ma się dobrze. Sekunduje mu Andrzej Pilaszkiewicz (dyrektor departamentu Postępowań Uchodźczych i Azylowych w tymże urzędzie).

- Mamy obowiązek nieść tym ludziom pomoc - krzyczy Borowski. Serce rośnie, bo dostaje oklaski od Polaków, przechodniów, którzy zatrzymali się przy demonstracji.

Fot. Jacek Giżyński

***

Zaraz ruszy pochód. Jak zwykle zamieszanie przy petycji do prezydenta, bo długopisów mało, a ręce na mrozie marzną. Jeszcze udaje mi się złapać Szałambeka Amajewa. Co z tymi demonstracjami, pytam, dlaczego wcześniej tak słabo, albo nic, a teraz wreszcie coś pokazaliście. Może nie światu, ale przynajmniej mieszkańcom Starego Miasta?

- Możliwości nie było - Amajew rozkłada ręce. - Sam pan rozumie. Teraz nowa władza...

- Postkomuna nie pozwalała, a postsolidarność pozwala? - kończę za niego.

- Tak - mówi wyraźnie zadowolony. - I prezydent inny.

Ale to chyba zbyt łatwe wytłumaczenie. Za AWS też jakoś trudno było Czeczenom w Polsce. Prawda, że się ich nie wyrzuca.

Wreszcie pochód rusza, będzie z dwieście osób. Idziemy chodnikiem, powiewają flagi Iczkerii, demonstranci wysoko, w wyciągniętych rękach, niosą tablice ze strasznymi zdjęciami. Niech ludzie widzą. Demonstracja staje przed pałacem prezydenckim. Borowski pertraktuje z policją, skąd ma przemawiać. Chodnik wąski, ruchu licznego nie wolno tamować. Nie zgadzają się, żeby z jezdni. Może z przeciwległego chodnika. Czy będzie słychać? Autobusy ryczą, a jeszcze w kościele obok odezwały się dzwony. Przenoszą sprzęt nagłaśniający na drugą stronę, tam gdzie pałac. Słychać jednak dobrze. Borowski idzie do pałacu z petycją i zdjęciami z wystawy.

Krzyk: „Wolna Czeczenia!". Skandowanie. Ciemno już, trochę niesamowicie, za nami podświetlony budynek ministerstwa kultury, świecą latarnie pastorałowe, świeci księżyc, przed pałacem maszeruje straż: dwóch marynarzy, jeden piechociniec. W tłumku aż huczy od skandowania, z dala słabo byłoby słychać, gdyby nie nagłośnienie. Czuję jakąś dziwną przemianę. Słowa polskie, ale akcent nie bardzo, śpiewny, rosyjski. Czeczeni się dołączyli. Teraz już przez całą drogę będą skandować.

Fot. Jacek Giżyński

Wychodzi Adam Borowski.

- Urzędnik solennie obiecał, że jak jutro prezydent przyjedzie z Niemiec, to przekaże mu album i petycję.

Przed uniwersytetem tłum młodych ludzi czeka na przystankach autobusowych. Prawie nikt nie patrzy, czy coś nadjeżdża. Wszyscy przyglądają się demonstracji. I znów milczenie, wzrok utkwiony w zdjęciach.

Nowy Świat, w okolicach ronda de Gaulle´a jakaś babina gapi się z przeciwległego chodnika.

- Co to za ruskie zdjęcia? - pyta.

- Nie ruskie zdjęcia tylko dokumentacja zbrodni popełnionych w Czeczenii przez rosyjskie wojska - uświadamiam ją.

Chwilę potem dołączają dwaj mężczyźni i pytają co to.

Babina, już uświadomiona odpowiada:

- A to Białorusini, albo jacyś Czeczeni demonstrują.

Tak to się dzieje, kiedy media prowadzą politykę informacyjną zamiast informować.

Fot. Jacek Giżyński

***

Idziemy, mijają nas przechodnie, przejeżdżają autobusy, ciemno, zimno, w okolicach Kancelarii Premiera przechodniów prawie nie widać. Barierki wokół wejścia, za nimi kilkunastu żołnierzy i policjantów. Dwóch w garniturach. Jeden pyta młodego Czeczena bez nogi, o kulach, czy pójdą jeszcze pod ambasadę rosyjską. Zauważyłem tego chłopaka już wcześniej, na Placu Zamkowym. Wreszcie jest okazja, żeby zapytać. Stracił nogę na wojnie, w 2000 r. Ma na imię Osman. Był żołnierzem.

Huczy z głośników hymn Iczkerii, skandowanie „Dżochar Dudajew", „Wolna Czeczenia". Czeczeni krzyczą już sami z siebie, rozgrzali się, nie potrzebują polskiego zapiewajły.

Wychodzi Borowski. Wręczył już petycję.

- Urzędnik przyjął nas bardzo dobrze, a teraz idźmy pod ambasadę Rosji, bo tam na nas urzędnicy czekają i chcą wiedzieć, co mamy im do zakomunikowania

Odpowiada mu krzyk:

- Wolna Czeczenia!

Fot. Jacek Giżyński

***

Belwederską w dół, po lewej rząd policjantów, po prawej ponury ogród za parkanem z żelaznych sztachet. Dochodzimy pod wejście. W oknach gmaszyska ciemno, tylko w paru oknach na piętrze lekka poświata, chyba z korytarza.

„Wolna Czeczenia!" I nowość: „Gilotyna dla Putina!" demonstranci rozgrzewają się po przemarszu: znowu „gilotyna" i „wolna Czeczenia" i znowu i znowu. Aż naraz, jak nie huknie: „Allach akbar!"

- Niech wiedzą, że naród czeczeński ma swoja tradycję, flagę i terytorium - mówi Borowski. - I hymn. Puśćmy znienawidzony przez nich hymn czeczeński!

Potem, z głośnika dobiegają odgłosy wybuchających bomb, bombardowanie, huk artylerii. Niech sobie przypomną, tam, w ambasadzie. I znów „Allach akbar!"

Zabiera głos Szałambek Amajew.

- Będę mówił po rosyjsku, żeby i Rosjanie mnie zrozumieli. Hańba Rosji! Przerwać wojnę w Czeczenii!

I znów skandowanie, polsko-czeczeńskie: „Norymberga dla Putina!" „Putin ubijca!"

Zmieniają się mówcy. Kto po polsku, kto po rosyjsku, kto po czeczeńsku.

Borowski miesza języki: „Putin do tiurmy!"

- Jeśli w Moskwie zlikwiduje się główne ognisko terroryzmu, to na świecie zapanuje pokój - słychać komentarz przez głośniki.

Na koniec występuje Borowski:

- Zapewniam was, że kagebeszniki i efesbeszniki pilnie obserwują. Są bardzo czuli na wszelka krytykę i informacja dotrze na Kreml. Nawet najmniejsza informacja o Czeczenii spotyka się z protestem ze strony bandytów z tej ambasady. Będziemy im przypominać o ich przestępstwach... Z tą wystawą pojedziemy do Brukseli. Będziemy wołać, że ludobójstwo należy powstrzymać. Wierzę, że Iczkeria będzie wolna.

Radosław Januszewski
Artykuł napisany zarówno dla  Stowarzyszenia  Wolnego Słowa (
www.sws.org.pl), jak i dla "Kontratekstów" w ramach współpracy między redakcjami

Zdjęcia z "ostatecznego rozwiazania kwestii czeczeńskiej" można zobaczyć w naszej galerii zdjęć, pt. "Czeczenia spływa krwią".
http://www.kontrateksty.pl/index.php?action=show&type=gallery&id=22