Po sejmowym wystąpieniu nowej premier, Ewy Kopacz, Jarosław Kaczyński podał rękę Donaldowi Tuskowi, ale na tym zakończył się gest uprzejmości. Sam Kaczyński wytrzymał pół godziny, po czym znowu kłamał i ubliżał, jak zawsze. Adam Hofman w TVN24 już następnego dnia przyznał, że  z tym podaniem reki to był „numer", który „się udał". Po tym nastąpił już istny festiwal obelg i chamstwa wobec Ewy Kopacz. Już Hofman powiedział, że Ewa Kopacz jest „dwie lub trzy klasy niżej, niż Jarosław Kaczyński" i do dyskusji z nią będą wysłani drugorzędni politycy, bo dyskusji z Kaczyńskim niegodna. Antoni Macierewicz od razu nakłamał, że pani premier po katastrofie w Smoleńsku (według Macierewicza „zbrodni") nie dopuściła do udziału przedstawicieli Unii Europejskiej i NATO w badaniu przyczyn wypadku („zbrodni"). Kłamstwo jest oczywiste, bo nikt nawet takiego udziału nie proponował, żadni „przedstawiciele" się do tego nie zgłaszali.
Wreszcie dowiedzieliśmy się od całego chóru polityków PiS-u, iż Ewa Kopacz „nie ma kwalifikacji na premiera", i to wszelkich: zawodowych, intelektualnych i moralnych.

Nie będę dyskutował z tymi bzdurami. Spróbuję jednak odwrócić pytanie: jakież to kwalifikacje zawodowe, intelektualne i moralne na stanowisko premiera ma „stojący o dwie lub trzy klasy wyżej" Jarosław Kaczyński - kandydat PiS-u na premiera?

Jarosław Kaczyński był już premierem. Dodajmy, najgorszym jak dotąd premierem od 1990 roku. Tylko układ sił politycznych broni go przed Trybunałem Stanu. Notowania jego rządu i jego partii już po paru miesiącach rządzenia spadły na łeb na szyję. Przez krótki okres rządzenia obaj Kaczyńscy zdołali zamienić życie polityczne w kraju w jedną wielka awanturę i zrobić z Polski na arenie międzynarodowej jedno wielkie pośmiewisko. Podróżowałem  w tym czasie po paru egzotycznych krajach i przykro mi było, gdy napotykani Europejczycy lub Amerykanie na słowo Polska pukali się w czoło, lub w najlepszym razie mówili „crazy government".

Jeśli chodzi o wykształcenie, Kaczyński jest prawnikiem. Tyle że dziwny to prawnik. Pracował w tym zawodzie bardzo krótko i dawno. Ile razy obecnie wypowie się na temat prawa, to mam wrażenie, że kompletnie prawa nie zna, a co gorsza, nie rozumie. A oto przykład, wypowiedź ze spotkania z wyznawcami w Sokołowie Podlaskim w 2013 roku: „Wycofamy przepisy o ochronie dóbr niematerialnych. Michnik mógł wytaczać procesy i wygrywał, Guzowaty mógł wytaczać procesy i wygrywał. Jak wszyscy zobaczą, że można o nich mówić ostro, to może się uspokoją" (źródło: Newsweek nr 29/2013). Pominę kwestię, że jest łatwiejszy sposób nie przegrywania procesów o kłamstwa i obelgi, niż zmienianie prawa - wystarczy przestać kłamać i ubliżać. Otóż pan prawnik chce zlikwidować możliwość ochrony dóbr niematerialnych, a więc nie tylko dóbr osobistych w procesach o słowa. To także zniesienie możliwości dochodzenia zadośćuczynień za utratę zdrowia, śmieć dziecka, porwanie, pobicie, niesłuszne aresztowanie... I to mówi prawnik? A chroń nas Panie Boże przed takim adwokatem, radcą prawnym, prokuratorem czy sędzią! W dodatku jaka jest intencja takiego zmieniania prawa? Chodzi o to, by można było bezkarnie kłamać i ubliżać. No piękne państwo prawa, śliczne doprawdy.

A jak sobie wyobrazić dziś prawnika, który nie umie pisać na klawiaturze, używać w pełni Internetu i nie zna ani w ząb żadnego obcego języka? Jesteśmy w UE i dziś prawo, które nas dotyczy, nie ogranicza się do tego spisanego po polsku. A jak by ten prawnik pisał pisma procesowe? Długopisem? Jakieś 2-3 lata temu ogłoszono sukces: Kaczyński nauczył się obsługi komputera. Ale z tego, co mówią jego współpracownicy, wynika że umie tylko czytać z ekranu. Pisze książkę długopisem i dyktuje sekretarce na komputer.

Zastanówmy się, jaki zawód mógłby Jarosław Kaczyński wykonywać, gdyby nie był politykiem? Pracownik biurowy? Odpada, bez biegłej obsługi komputera nie da rady. Taksówkarz? Odpada, nie ma prawa jazdy i znów ta klawiatura od GPS. Sprzedawca w sklepie? Przecież nie umie posługiwać się kartą płatniczą, no i znów ten komputer. Pracownik fizyczny? Jakim cudem, toć to kompletny brak sprawności, wystarczy popatrzeć jak chodzi.

A  może jakiś konsultant? Od czego? Ten gość od ponad 20 lat nie chodził samodzielnie po ulicy, nie był w sklepie na normalnych zakupach (o pokazowej szopce nie mówię), nie jechał autobusem, tramwajem, metrem, taksówką. Sam kiedyś powiedział, że „lubi spacery, ale tylko tam, gdzie nikogo nie ma, bo ta specyficzna część społeczeństwa bardzo go nie lubi". Żyje w willi zamienionej w twierdzę, w otocznie 24 ochroniarzy, którzy wykonują też funkcje służby domowej (np. robią mu zakupy). Dwie sąsiednie posesje wynajęła PiS-owska spółka „Srebrna", by prezes nie natknął się przypadkiem na sąsiada z „przypadkowego społeczeństwa". Z tego samego powodu partia (która za to wszystko płaci) wykupiła kiosk przed domem. Siedzi w nim obecnie ochrona.

Prezes od lat nie spotyka się z normalnymi ludźmi. Na wszystkie jego spotkania wpuszczana jest starannie dobrana publika. Nikt, kto ma inne zdanie nie ma szans tam wejść, a tym bardziej zadać pytania. Pytania zbierane są na karteczkach, po czym wybierane są tylko te, na które prezes jest przygotowany. Żadne niewygodne pytanie nie ma szans. On żyje w jakimś odrealnionym, patiomkinowskim świecie, w którym spotyka tylko lizusów, służbę i wyznawców. Dawno już zerwał wszelkie kontakty z ludźmi o innych poglądach. Dyskusji z nimi unika jak ognia.

A może zna się na gospodarce, albo polityce międzynarodowej? To czemu na te tematy takie bzdury plecie? Jak można znać się na tych dziedzinach nie znając języków i Internetu? Kaczyński nie zna nawet danych statystycznych, bo na przykład plecie, że Polska nie ma przemysłu, akurat gdy ma największą produkcję przemysłową w swoich dziejach, że nie ma eksportu, gdy polski eksport radzi sobie całkiem dobrze, że „Polska znika" gdy właśnie awansowała na pozycję 21 gospodarki świata (na ponad 200 państw). Takie poglądy może głosić ciocia Ficia, albo Ziutek Kapusta, ale nie kandydat na premiera.

A może Kaczyński ma znakomite kwalifikacje moralne? No to zapytam, jakie kwalifikacje moralne ma człowiek, który notorycznie kłamie, nawet na temat własnego życiorysu, który bardzo często innym ludziom ubliża, który potrafi powiedzieć, że „nie wie, kto jest pochowany na Wawelu, bo jego brat na pewno nie był generałem i nie chodził w mundurze" (podaję za telewizją TVN24), po tym, jak sam dwukrotnie oficjalnie ciało brata rozpoznał (raz w Smoleńsku, drugi raz przed pogrzebem).

Potrafi najpierw powiedzieć, że jego brat „nie mógł zamknąć się w stoczni, bo miał małe dziecko", a innym razem mówić, że był „autorem 21 postulatów" lub „autorem tekstu porozumień gdańskich".

A może ma wybitny intelekt, inteligencję? Inteligencja się czymś objawia - opanowanymi umiejętnościami. Jak można mówić o wysokiej inteligencji u człowieka, którego przerasta opanowanie podstawowych umiejętności dorosłego człowieka w XXI wieku, takich jak: prawo jazdy, konto w banku, karta płatnicza, komputer, podstawy angielskiego, a nawet pilot od telewizora, u kogoś, kto potrafi powiedzieć, że „w hotelu włączył telewizor i ktoś nastawił jakąś francuską radiostację", a on jak widać nie umiał przestawić na inny program. Ja bym tu raczej mówił o ćwierć inteligencji.

Obawiam się, że gdyby Jarosław Kaczyński nie był zawodowym politykiem, mógłby być tylko bezrobotnym na zasiłku. I to ma być kandydat na premiera? Według Hofmana „stoi dwie klasy wyżej" niż „prowincjonalna lekarka" Ewa Kopacz. Chyba się Hofmanowi skala do góry nogami obróciła.

Oczywiście po opublikowaniu tego tekstu zostanę obrzucony obelgami. Tak już jest, ci ludzie nic innego nie potrafią.

Krzysztof Łoziński