Większe lobby od problemu
| Polska | 2003-11-03
Troska o rolnictwo stała się w Polsce politycznym wytrychem. Obrońców kmiecia jest już więcej niż kmieciów.
Niemal wszystkie partie polityczne troszczą się o losy wsi i rolników. Pro rolnicze krzykliwe lobby (PSL, Samoobrona i LPR) zebrało w wyborach samorządowych aż 41,15% głosów. Jest już ono nie tylko ogromne i wpływowe, ale wręcz wymusza szkodliwe decyzje gospodarcze i polityczne. Dzięki niemu sprawy niewielkiej w rzeczywistości grupy zawodowej całkowicie zdominowały negocjacje z Unią Europejską. Wszystko to w imię rzekomo ogromnej chłopskiej populacji oraz w imię mitu wsi jako nośnika wartości chrześcijańskich i narodowych, skansenu historii i tradycji. Przyjrzyjmy się tym mitom, bo skansen na polskiej wsi rzeczywiści jest, ale gospodarczy, cywilizacyjny i moralny.
Ilu jest rolników?
Wszyscy wiemy, że 26% naszych rodaków mieszka na wsi i odruchowo zaliczamy ich wszystkich do rolników. Tymczasem według danych Instytutu Spraw Publicznych największą grupą ludności wiejskiej są emeryci i renciści (37%), dopiero drugą pod względem liczebności grupę stanowią rolnicy (18%) i jest ich na wsi tyle samo co robotników oraz pracowników wykwalifikowanych (też 18%). 9% stanowią bezrobotni. Pozostałe 18% to kadra kierownicza i biurowa, uczniowie, gospodynie domowe i właściciele firm. Tak więc rolnicy stanowią naprawdę tylko jedną piątą mieszkańców wsi i niecałe 5% polskiej populacji.
Wychodzi z tego, że rolników jest w Polsce niecałe dwa miliony, a więc mniej niż mieszkańców Warszawy. Jeszcze ciekawiej zaczyna być, gdy popatrzymy na kolejne dane. Połowa rzeczywistych rolników produkuje na rynek, a druga połowa wyłącznie dla siebie i rodziny. Tej drugiej połowy nie obchodzą żadne reformy. Co zrobią, to sami zjedzą i reszta świata ich nie dotyczy. Ale to jeszcze nie wszystko. Zróżnicowana jest struktura samych rolników. Tylko 62%, a więc niewiele ponad połowa, to wyłącznie lub głównie rolnicy. Reszta zajmuje się rolnictwem jako dodatkowym źródłem dochodów albo WCALE! 16% rolników jest rolnikami tylko formalnie. Są to ludzie, którzy utrzymują status prawny rolników, bo jest to dla nich wygodne, bo mogą nie płacić składki ZUS (tylko znacznie mniejszy KRUS) i podatku dochodowego, albo wręcz ludzie, którzy świadomie zostali pozornymi rolnikami, by kiwać państwo na podatkach (można kupić byle jaką działkę i tylko przez rok ją uprawiać, nie koniecznie osobiście, by na stałe zostać "rolnikiem"). Według ostatniego raportu NIK, aż 95 tys. płatników KRUS nie ma do tego formalnych uprawnień, bo nie jest rolnikami. NIK stwierdziła to tylko na podstawie badania dokumentów. Należy wiec przyjąć, że istnieje znacznie większa ciemna liczba płatników KRUS, którzy wedle dokumentów są formalnie rolnikami, ale faktycznie nimi nie są.
Co więcej, według projektu ustawy o swobodzie gospodarczej, który wpłynął obecnie do sejmu, z pozarolniczej działalności gospodarczej zostało wyłączone świadczenie usług noclegowych, żywieniowych i „innych usług związanych z pobytem turystów na wsi”. Tą metodą „rolnikiem” pozostaje na przykład wiejski hotelarz, restaurator, właściciel przystani, stadniny koni, dyskoteki, strzeżonego parkingu, warsztatu samochodowego itp., o ile tylko ma choćby symbolicznej wielkości działkę zarejestrowaną jako „rolna”. Pojęcia „innych usług” oraz „usług związanych z” są bowiem gumowe niczym balon i da się pod nie podciągnąć niemal wszystko. Nawiasem już tylko można zauważyć, że jest to kolejny zapis korupcjogenny poprzez dowolność jego interpretacji.
Przy okazji wyłania się kolejny problem. Ogromne obszary na Podhalu, Mazurach, Pomorzu i w innych atrakcyjnych turystycznie rejonach ciągle figurują w planach zagospodarowania przestrzennego jako „grunty rolne”, choć od dawna stoją na nich pensjonaty lub domki letniskowe. Fikcja prawna, że działalność rolnicza i pokrewna nie jest działalnością gospodarczą, pociąga za sobą fikcje kolejne, a głównie cudowne rozmnożenie na papierze rolników i gruntów rolnych.
Jeśli podsumujemy to wszystko, to dojdziemy do wniosku, że prawdziwych rolników, takich co naprawdę uprawiają ziemię i tylko z tego żyją, jest nie tylko mniej niż mieszkańców stolicy, ale mogłoby ich nie starczyć na zaludnienie nawet Łodzi. Sądzę, że jest ich w rzeczywistości nie więcej niż około 700 tysięcy. Skąd więc tyle krzyku?
Mit chłopa patrioty, czyli "żywią i bronią"
Wieś i rolników mitologizowano od dawna. Mamy więc mit kosynierów, mit chłopa Ślimaka, co nie chciał Niemcowi sprzedać roli, mit Drzymały co mieszkał w wozie i górala Janosika, który naprawdę był bandytą i Słowakiem z Liptowa.
Chłopów mitologizowała polska patriotyczna inteligencja, niezwykle łatwo zapominając o Jakubie Szeli i wydawaniu Rosjanom powstańców 1863 roku. Smutna prawda jest taka, że carski generał Murawiow - "Wieszatiel" - bez współpracy polskich chłopów niewiele by zdziałał. Z drugiej strony nie kto inny, tylko chłopi byli żołnierzami na wszystkich frontach polskich wojen, choć nie zawsze byli ochotnikami. Częściej nikt ich nie pytał o zdanie.
Były w historii polskiej wsi chlubne karty, ale i one zostały zmitologizowane lub zawłaszczone przez różne siły. Przez wszystkie lata PRL-u komuniści przyznawali się do tradycji Batalionów Chłopskich, które przecież były częścią AK, a nie AL-u. Podszywali się pod tradycję przedwojennych ludowców Witosa, którzy w żadnym stopniu nie byli komunistami.
W rzeczywistości polska wieś nie jest ani bardziej, ani mniej patriotyczna niż reszta społeczeństwa.
Polski rolnik katolikiem i wzorem cnót
Plagą polskiej wsi jest alkoholizm i przemoc rodzinna. Brak tu dokładnych danych, ale wiadomo, że oba zjawiska kulminują w środowiskach o najniższym poziomie edukacji i kultury, czyli właśnie na wsi. Zresztą, wieś, jaka jest, każdy widzi. Jest publiczną tajemnicą, że na terenach wiejskich jest znacznie więcej bójek, pobić, drobnych rozbojów i ogólnie przemocy niż w miastach. Większość tych spraw społeczności wiejskie załatwiają między sobą i w ogóle nie są one zgłaszane policji. Na wsi znajdują się też niemal wszystkie "dziuple" gangów samochodowych. Na niektórych terenach w pobliżu dużych miast i granic stały się one głównym profilem produkcji. Mimo to ogólnie przestępczość jest na wsi mniejsza niż w miastach, bo nie ma tam typowo miejskich zjawisk przestępczości na dużą skalę. Nie najlepiej też wygląda wieś jako "ostoja katolicyzmu". Nie brak tu rozwodów i aborcji, choć zjawiska te są bardziej skrywane. Na wsi jest, w stosunku do liczby ludności, dwa razy więcej samobójstw niż w mieście. Chłopski katolicyzm jest głównie obrzędowy i fasadowy.
Chłop ziemi nie porzuci i do Unii nie wstąpi
Według raportu Fundacji na rzecz Rozwoju Polskiego Rolnictwa, na pytanie: "czy zostałbyś na wsi, gdybyś miał wybór", tylko 1% odpowiedziało twierdząco. Wbrew obrońcom polskiej ziemi 99% ludności wiejskiej chętnie porzuciłoby ziemię "skąd nasz ród". Zresztą w okresie PRL-u dwie trzecie początkowych rolników przeniosło się do miast. W świetle tych faktów, przywiązanie chłopa do ziemi jest mitem.
Niestety ci ludzie wyboru nie mają i jest to problem bardziej skomplikowany niż tylko brak miejsc pracy w mieście. Największym problemem jest bariera edukacyjna, bo ilość prostych prac w nowoczesnej gospodarce szybko się kurczy.
Samozwańczy obrońcy wsi straszą rolników Unią Europejską i częściowo im się to udaje. Aż 43% rolników nie chce UE. Jednak w całej ludności wiejskiej więcej jest zwolenników UE (49%) niż przeciwników (29%). Trudno się oprzeć wrażeniu, że PSL, Samoobrona i LPR bronią wsi przed nią samą.
Mądrość ludowa
Komuniści mitologizowali polskich włościan, których mordowali i wywozili na Sybir, bo twierdzili, że w ich imieniu rządzą. Ten mit był potrzebny do "awansu społecznego" czyli tysięcy karier Nikodema Dyzmy (których zresztą nie robili włościanie, lecz kto inny). Wspomagał to mit "mądrości ludowej" potrzebny do tego, by nieuk i prostak mógł zajmować wysokie stanowiska ("nie matura lecz chęć szczera"). W "mądrość ludową", ten kuriozalny pogląd, że najgorzej wykształceni są najmądrzejsi, do dziś wierzy wielu ludzi.
Ponad połowa rolników ma zaledwie podstawowe wykształcenie. Młodzież wiejska stanowi zaledwie 10% studentów na studiach dziennych i 6-7% na zaocznych. W miastach jest 34% ludności ze średnim wykształceniem, na wsi 15-16%. Wykształcenie wyższe ma nie całe 2% mieszkańców wsi. Liczba rolników po studiach jest bliska zeru. A jednak ciągle słyszymy, że trzeba słuchać głosu ludu, bo lud najlepiej wie, czego Polsce trzeba.
PSL, Samoobrona i LPR bronią polskiej wsi
Dla polityka bardzo wygodnie jest być obrońcą uciśnionych, nawet jeśli tych uciśnionych sobie zmyśli. Bardzo dobrze jest też podczepić się pod chlubną tradycję Witosa, Mikołajczyka i kościuszkowskich kosynierów, nawet jak się z tą tradycją nie ma nic wspólnego. Obecny PSL, to przecież dawne Zjednoczone Stronnictwo Ludowe, przybudówka PZPR. Ci ludzie nie tylko nie mają nic wspólnego z Witosem i Mikołajczykiem, ale wręcz stali po stronie ich wrogów, a teraz przywłaszczyli sobie ich nazwę. Niewiele też ma wspólnego z rolnictwem Samoobrona, partia bogatych ludzi, którzy nabrali kredytów i nie chcą ich spłacać. Zupełnie nic nie łączy z rolnictwem Ligi Polskich Rodzin, ugrupowania dewocji i ksenofobii z miasta.
Na doli ludu i micie ludu, jako nośnika narodowej tradycji bardzo wygodnie jedzie się do WŁADZY i tylko o to chodzi. Wszystkie trzy partie włożyły wiele wysiłku we wmówienie mieszkańcom wsi, że ich reprezentują. Wszystkie trzy nie są zainteresowane rzeczywistą poprawą bytu mieszkańców wsi, bo zmalałby ich elektorat. Tym bardziej nie chcą poprawy poziomu edukacji ludności wiejskiej. Nadzieją dla polskiej wsi byłyby zagraniczne inwestycje, sprzedanie części ziemi, której jest w Polsce znaczny nadmiar, obcym, bogatym rolnikom mogącym stworzyć nowe miejsca pracy. Tymczasem pro rolnicze lobby, w imię ksenofobicznych lęków i antyeuropejskich mitów przeforsowało szkodliwy 17 letni okres ochrony archaicznej struktury wsi. W imię socjalistycznych mitów przeforsowano szkodliwy gospodarczo holding "Polski Cukier". Wcześniej przeforsowano korupcjogenny pomysł niższej ceny na "paliwa rolnicze", które w znacznej części lądują na czarnym rynku.
Ostatnimi zdobyczami tego lobby są szkodliwe, absurdalne i kryminogenne ustawy o gruntach rolnych oraz o biopaliwach. Obie te ustawy nie tylko nie bronią interesów wsi, ale wręcz tym interesom szkodzą (np. – na wsi jest znacznie więcej kierowców, niż producentów rzepaku, czyli wieś w całości więcej za biopaliwa zapłaci, niż na nich zarobi).
Niemal wszyscy "chłopscy" politycy zgromadzili ogromne majątki, a bieda na wsi ani drgnęła. Ci politycy na prawdę nie dbają o interes wsi, lecz o interes własny.
Kto kogo reprezentuje?
Jeśli przyjrzymy się wynikom ostatnich wyborów parlamentarnych i samorządowych, dojdziemy do zaskakujących wniosków. Według poparcia dla poszczególnych partii wyrażonego w procentach Samoobronę popiera tylko 18% ludności wiejskiej, w tym 21% rolników, LPR 8% ludności wsi, w tym 7% rolników, a PSL 25% mieszkańców wsi i aż 43% rolników. Poza PSL, które na wsi zyskuje 2,5 razy więcej wyborców, niż w mieście, dwie pozostałe partie mają znacznie więcej wyborców w miastach, niż na wsi! Co więcej, po przeliczeniu z uwzględnieniem liczebności poszczególnych grup (bo nie są równoliczne), Samoobrona i LPR zbierają znacznie więcej głosów od emerytów i rencistów, niż od rolników (zwłaszcza LPR - ponad cztery razy więcej). Wychodzi na to, że krzyk w obronie polskiej wsi i rolnictwa służy do kokietowania zupełnie kogo innego. Jedyną z tych trzech partii, która rzeczywiście jest uzależniona od elektoratu wiejskiego, jest PSL, ale i jest to partia z tych trzech najmniej antyeuropejska i ksenofobiczna. PSL jest wyraźnie uwikłane w walkę o wiejski elektorat przez Samoobronę i LPR, bo dla PSL ten elektorat to być, albo nie być. Czy jednak PSL musi uderzać w ten sam ton co antyeuropejska konkurencja? Zdecydowanie nie. Blisko połowa mieszkańców wsi (47%) głosuje na koalicję SLD-UP, dwa i pół razy więcej niż na PSL.
Jaka jest wieś naprawdę?
Według raportu Fundacji na rzecz Rozwoju Polskiego Rolnictwa polska wieś tej przede wszystkim biedna, źle wyedukowana i wcale nie chce żyć na wsi. Aż 96% gospodarstw to gospodarstwa małe i bardzo małe. Dla porównania w UE jest ich tylko 38%. Typowy polski hodowca ma jedną lub dwie sztuki zwierząt hodowlanych. Dochody rolników są średnio o 27% niższe niż norma krajowa.
Bieda, alkoholizm i niski poziom edukacji tworzą typowy klincz. Każdy z tych elementów jest i przyczyną i skutkiem pozostałych. Ten klincz nie rozwiąże się sam. Tymczasem politycy z jednej strony wypisują chłopskie hasła na sztandarach, a z drugiej nic nie robią, by wsi rzeczywiście pomóc.
Największym problemem rolnictwa jest jego niska rentowność, która wynika z ogromnej nadprodukcji żywności na całym świecie (w Polsce też). Przewaga podaży nad popytem obniża ceny i utrudnia zbyt. Choć rolników w stosunku do pozostałej populacji jest w Polsce mało, to w stosunku do potrzeb jest ciągle za dużo. Aby poprawić ich los, nie trzeba chronić rolnictwa, tylko pomóc znacznej części z nich odejść do innych zawodów. Bez wsparcia UE raczej się to nie uda.
Polska wieś potrzebuje reform, inwestycji, także zagranicznych, nowych miejsc pracy poza rolnictwem i edukacji. Z całą pewnością nie potrzebuje natomiast obrońców z PSL, Samoobrony i LPR. Straszenie Unią Europejską, blokowanie reform i „ustawy – wynalazki” typu „biopaliw lub „gruntów rolnych” na pewno nie służą jej interesom.
Krzysztof Łoziński
Ramka I:
Struktura ludności wiejskiej według ISP:
Emeryci i renciści: 37%
Rolnicy: 18%
Robotnicy i pracownicy wykwalifikowani 13%
Bezrobotni: 9%
Kadra kierownicza, specjaliści, pracownicy administracyjni i biurowi: 8%
Inni (uczniowie, gospodynie domowe): 7%
Robotnicy wykwalifikowani: 5%
Właściciele firm: 3%
Ramka II:
Rolnicy (według ISP):
Wyłącznie rolnicy - 30%
Głównie rolnicy - 32%
Dodatkowo rolnicy - 22%
Tylko formalnie rolnicy - 16%
Ramka III
Czy jesteś za przystąpieniem do UE? (według ISP)
tak nie wiem nie
Rolnicy: 38% 19% 43%
Mieszkańcy wsi: 49% 22% 29%
Ramka IV
Preferencje wyborcze ludności wiejskiej w proc. (według CBOS)
SLD-UP Samoob. LPR PSL
Wyb. sam. 2002 16 18 8 25
Wyb. parl. 2001 47 9 5 18
Ramka V
Proporcje oddanych głosów przez ludność wiejską, z uwzględnieniem liczebności poszczególnych grup, obliczone na podstawie danych CBOS, w proc. Wybory samorządowe.
SLD-UP Samoob. LPR PSL
Rolnicy 3 7 2 14
Emeryci i renciści 40 10 8 12
Ilu jest rolników?
Wszyscy wiemy, że 26% naszych rodaków mieszka na wsi i odruchowo zaliczamy ich wszystkich do rolników. Tymczasem według danych Instytutu Spraw Publicznych największą grupą ludności wiejskiej są emeryci i renciści (37%), dopiero drugą pod względem liczebności grupę stanowią rolnicy (18%) i jest ich na wsi tyle samo co robotników oraz pracowników wykwalifikowanych (też 18%). 9% stanowią bezrobotni. Pozostałe 18% to kadra kierownicza i biurowa, uczniowie, gospodynie domowe i właściciele firm. Tak więc rolnicy stanowią naprawdę tylko jedną piątą mieszkańców wsi i niecałe 5% polskiej populacji.
Wychodzi z tego, że rolników jest w Polsce niecałe dwa miliony, a więc mniej niż mieszkańców Warszawy. Jeszcze ciekawiej zaczyna być, gdy popatrzymy na kolejne dane. Połowa rzeczywistych rolników produkuje na rynek, a druga połowa wyłącznie dla siebie i rodziny. Tej drugiej połowy nie obchodzą żadne reformy. Co zrobią, to sami zjedzą i reszta świata ich nie dotyczy. Ale to jeszcze nie wszystko. Zróżnicowana jest struktura samych rolników. Tylko 62%, a więc niewiele ponad połowa, to wyłącznie lub głównie rolnicy. Reszta zajmuje się rolnictwem jako dodatkowym źródłem dochodów albo WCALE! 16% rolników jest rolnikami tylko formalnie. Są to ludzie, którzy utrzymują status prawny rolników, bo jest to dla nich wygodne, bo mogą nie płacić składki ZUS (tylko znacznie mniejszy KRUS) i podatku dochodowego, albo wręcz ludzie, którzy świadomie zostali pozornymi rolnikami, by kiwać państwo na podatkach (można kupić byle jaką działkę i tylko przez rok ją uprawiać, nie koniecznie osobiście, by na stałe zostać "rolnikiem"). Według ostatniego raportu NIK, aż 95 tys. płatników KRUS nie ma do tego formalnych uprawnień, bo nie jest rolnikami. NIK stwierdziła to tylko na podstawie badania dokumentów. Należy wiec przyjąć, że istnieje znacznie większa ciemna liczba płatników KRUS, którzy wedle dokumentów są formalnie rolnikami, ale faktycznie nimi nie są.
Co więcej, według projektu ustawy o swobodzie gospodarczej, który wpłynął obecnie do sejmu, z pozarolniczej działalności gospodarczej zostało wyłączone świadczenie usług noclegowych, żywieniowych i „innych usług związanych z pobytem turystów na wsi”. Tą metodą „rolnikiem” pozostaje na przykład wiejski hotelarz, restaurator, właściciel przystani, stadniny koni, dyskoteki, strzeżonego parkingu, warsztatu samochodowego itp., o ile tylko ma choćby symbolicznej wielkości działkę zarejestrowaną jako „rolna”. Pojęcia „innych usług” oraz „usług związanych z” są bowiem gumowe niczym balon i da się pod nie podciągnąć niemal wszystko. Nawiasem już tylko można zauważyć, że jest to kolejny zapis korupcjogenny poprzez dowolność jego interpretacji.
Przy okazji wyłania się kolejny problem. Ogromne obszary na Podhalu, Mazurach, Pomorzu i w innych atrakcyjnych turystycznie rejonach ciągle figurują w planach zagospodarowania przestrzennego jako „grunty rolne”, choć od dawna stoją na nich pensjonaty lub domki letniskowe. Fikcja prawna, że działalność rolnicza i pokrewna nie jest działalnością gospodarczą, pociąga za sobą fikcje kolejne, a głównie cudowne rozmnożenie na papierze rolników i gruntów rolnych.
Jeśli podsumujemy to wszystko, to dojdziemy do wniosku, że prawdziwych rolników, takich co naprawdę uprawiają ziemię i tylko z tego żyją, jest nie tylko mniej niż mieszkańców stolicy, ale mogłoby ich nie starczyć na zaludnienie nawet Łodzi. Sądzę, że jest ich w rzeczywistości nie więcej niż około 700 tysięcy. Skąd więc tyle krzyku?
Mit chłopa patrioty, czyli "żywią i bronią"
Wieś i rolników mitologizowano od dawna. Mamy więc mit kosynierów, mit chłopa Ślimaka, co nie chciał Niemcowi sprzedać roli, mit Drzymały co mieszkał w wozie i górala Janosika, który naprawdę był bandytą i Słowakiem z Liptowa.
Chłopów mitologizowała polska patriotyczna inteligencja, niezwykle łatwo zapominając o Jakubie Szeli i wydawaniu Rosjanom powstańców 1863 roku. Smutna prawda jest taka, że carski generał Murawiow - "Wieszatiel" - bez współpracy polskich chłopów niewiele by zdziałał. Z drugiej strony nie kto inny, tylko chłopi byli żołnierzami na wszystkich frontach polskich wojen, choć nie zawsze byli ochotnikami. Częściej nikt ich nie pytał o zdanie.
Były w historii polskiej wsi chlubne karty, ale i one zostały zmitologizowane lub zawłaszczone przez różne siły. Przez wszystkie lata PRL-u komuniści przyznawali się do tradycji Batalionów Chłopskich, które przecież były częścią AK, a nie AL-u. Podszywali się pod tradycję przedwojennych ludowców Witosa, którzy w żadnym stopniu nie byli komunistami.
W rzeczywistości polska wieś nie jest ani bardziej, ani mniej patriotyczna niż reszta społeczeństwa.
Polski rolnik katolikiem i wzorem cnót
Plagą polskiej wsi jest alkoholizm i przemoc rodzinna. Brak tu dokładnych danych, ale wiadomo, że oba zjawiska kulminują w środowiskach o najniższym poziomie edukacji i kultury, czyli właśnie na wsi. Zresztą, wieś, jaka jest, każdy widzi. Jest publiczną tajemnicą, że na terenach wiejskich jest znacznie więcej bójek, pobić, drobnych rozbojów i ogólnie przemocy niż w miastach. Większość tych spraw społeczności wiejskie załatwiają między sobą i w ogóle nie są one zgłaszane policji. Na wsi znajdują się też niemal wszystkie "dziuple" gangów samochodowych. Na niektórych terenach w pobliżu dużych miast i granic stały się one głównym profilem produkcji. Mimo to ogólnie przestępczość jest na wsi mniejsza niż w miastach, bo nie ma tam typowo miejskich zjawisk przestępczości na dużą skalę. Nie najlepiej też wygląda wieś jako "ostoja katolicyzmu". Nie brak tu rozwodów i aborcji, choć zjawiska te są bardziej skrywane. Na wsi jest, w stosunku do liczby ludności, dwa razy więcej samobójstw niż w mieście. Chłopski katolicyzm jest głównie obrzędowy i fasadowy.
Chłop ziemi nie porzuci i do Unii nie wstąpi
Według raportu Fundacji na rzecz Rozwoju Polskiego Rolnictwa, na pytanie: "czy zostałbyś na wsi, gdybyś miał wybór", tylko 1% odpowiedziało twierdząco. Wbrew obrońcom polskiej ziemi 99% ludności wiejskiej chętnie porzuciłoby ziemię "skąd nasz ród". Zresztą w okresie PRL-u dwie trzecie początkowych rolników przeniosło się do miast. W świetle tych faktów, przywiązanie chłopa do ziemi jest mitem.
Niestety ci ludzie wyboru nie mają i jest to problem bardziej skomplikowany niż tylko brak miejsc pracy w mieście. Największym problemem jest bariera edukacyjna, bo ilość prostych prac w nowoczesnej gospodarce szybko się kurczy.
Samozwańczy obrońcy wsi straszą rolników Unią Europejską i częściowo im się to udaje. Aż 43% rolników nie chce UE. Jednak w całej ludności wiejskiej więcej jest zwolenników UE (49%) niż przeciwników (29%). Trudno się oprzeć wrażeniu, że PSL, Samoobrona i LPR bronią wsi przed nią samą.
Mądrość ludowa
Komuniści mitologizowali polskich włościan, których mordowali i wywozili na Sybir, bo twierdzili, że w ich imieniu rządzą. Ten mit był potrzebny do "awansu społecznego" czyli tysięcy karier Nikodema Dyzmy (których zresztą nie robili włościanie, lecz kto inny). Wspomagał to mit "mądrości ludowej" potrzebny do tego, by nieuk i prostak mógł zajmować wysokie stanowiska ("nie matura lecz chęć szczera"). W "mądrość ludową", ten kuriozalny pogląd, że najgorzej wykształceni są najmądrzejsi, do dziś wierzy wielu ludzi.
Ponad połowa rolników ma zaledwie podstawowe wykształcenie. Młodzież wiejska stanowi zaledwie 10% studentów na studiach dziennych i 6-7% na zaocznych. W miastach jest 34% ludności ze średnim wykształceniem, na wsi 15-16%. Wykształcenie wyższe ma nie całe 2% mieszkańców wsi. Liczba rolników po studiach jest bliska zeru. A jednak ciągle słyszymy, że trzeba słuchać głosu ludu, bo lud najlepiej wie, czego Polsce trzeba.
PSL, Samoobrona i LPR bronią polskiej wsi
Dla polityka bardzo wygodnie jest być obrońcą uciśnionych, nawet jeśli tych uciśnionych sobie zmyśli. Bardzo dobrze jest też podczepić się pod chlubną tradycję Witosa, Mikołajczyka i kościuszkowskich kosynierów, nawet jak się z tą tradycją nie ma nic wspólnego. Obecny PSL, to przecież dawne Zjednoczone Stronnictwo Ludowe, przybudówka PZPR. Ci ludzie nie tylko nie mają nic wspólnego z Witosem i Mikołajczykiem, ale wręcz stali po stronie ich wrogów, a teraz przywłaszczyli sobie ich nazwę. Niewiele też ma wspólnego z rolnictwem Samoobrona, partia bogatych ludzi, którzy nabrali kredytów i nie chcą ich spłacać. Zupełnie nic nie łączy z rolnictwem Ligi Polskich Rodzin, ugrupowania dewocji i ksenofobii z miasta.
Na doli ludu i micie ludu, jako nośnika narodowej tradycji bardzo wygodnie jedzie się do WŁADZY i tylko o to chodzi. Wszystkie trzy partie włożyły wiele wysiłku we wmówienie mieszkańcom wsi, że ich reprezentują. Wszystkie trzy nie są zainteresowane rzeczywistą poprawą bytu mieszkańców wsi, bo zmalałby ich elektorat. Tym bardziej nie chcą poprawy poziomu edukacji ludności wiejskiej. Nadzieją dla polskiej wsi byłyby zagraniczne inwestycje, sprzedanie części ziemi, której jest w Polsce znaczny nadmiar, obcym, bogatym rolnikom mogącym stworzyć nowe miejsca pracy. Tymczasem pro rolnicze lobby, w imię ksenofobicznych lęków i antyeuropejskich mitów przeforsowało szkodliwy 17 letni okres ochrony archaicznej struktury wsi. W imię socjalistycznych mitów przeforsowano szkodliwy gospodarczo holding "Polski Cukier". Wcześniej przeforsowano korupcjogenny pomysł niższej ceny na "paliwa rolnicze", które w znacznej części lądują na czarnym rynku.
Ostatnimi zdobyczami tego lobby są szkodliwe, absurdalne i kryminogenne ustawy o gruntach rolnych oraz o biopaliwach. Obie te ustawy nie tylko nie bronią interesów wsi, ale wręcz tym interesom szkodzą (np. – na wsi jest znacznie więcej kierowców, niż producentów rzepaku, czyli wieś w całości więcej za biopaliwa zapłaci, niż na nich zarobi).
Niemal wszyscy "chłopscy" politycy zgromadzili ogromne majątki, a bieda na wsi ani drgnęła. Ci politycy na prawdę nie dbają o interes wsi, lecz o interes własny.
Kto kogo reprezentuje?
Jeśli przyjrzymy się wynikom ostatnich wyborów parlamentarnych i samorządowych, dojdziemy do zaskakujących wniosków. Według poparcia dla poszczególnych partii wyrażonego w procentach Samoobronę popiera tylko 18% ludności wiejskiej, w tym 21% rolników, LPR 8% ludności wsi, w tym 7% rolników, a PSL 25% mieszkańców wsi i aż 43% rolników. Poza PSL, które na wsi zyskuje 2,5 razy więcej wyborców, niż w mieście, dwie pozostałe partie mają znacznie więcej wyborców w miastach, niż na wsi! Co więcej, po przeliczeniu z uwzględnieniem liczebności poszczególnych grup (bo nie są równoliczne), Samoobrona i LPR zbierają znacznie więcej głosów od emerytów i rencistów, niż od rolników (zwłaszcza LPR - ponad cztery razy więcej). Wychodzi na to, że krzyk w obronie polskiej wsi i rolnictwa służy do kokietowania zupełnie kogo innego. Jedyną z tych trzech partii, która rzeczywiście jest uzależniona od elektoratu wiejskiego, jest PSL, ale i jest to partia z tych trzech najmniej antyeuropejska i ksenofobiczna. PSL jest wyraźnie uwikłane w walkę o wiejski elektorat przez Samoobronę i LPR, bo dla PSL ten elektorat to być, albo nie być. Czy jednak PSL musi uderzać w ten sam ton co antyeuropejska konkurencja? Zdecydowanie nie. Blisko połowa mieszkańców wsi (47%) głosuje na koalicję SLD-UP, dwa i pół razy więcej niż na PSL.
Jaka jest wieś naprawdę?
Według raportu Fundacji na rzecz Rozwoju Polskiego Rolnictwa polska wieś tej przede wszystkim biedna, źle wyedukowana i wcale nie chce żyć na wsi. Aż 96% gospodarstw to gospodarstwa małe i bardzo małe. Dla porównania w UE jest ich tylko 38%. Typowy polski hodowca ma jedną lub dwie sztuki zwierząt hodowlanych. Dochody rolników są średnio o 27% niższe niż norma krajowa.
Bieda, alkoholizm i niski poziom edukacji tworzą typowy klincz. Każdy z tych elementów jest i przyczyną i skutkiem pozostałych. Ten klincz nie rozwiąże się sam. Tymczasem politycy z jednej strony wypisują chłopskie hasła na sztandarach, a z drugiej nic nie robią, by wsi rzeczywiście pomóc.
Największym problemem rolnictwa jest jego niska rentowność, która wynika z ogromnej nadprodukcji żywności na całym świecie (w Polsce też). Przewaga podaży nad popytem obniża ceny i utrudnia zbyt. Choć rolników w stosunku do pozostałej populacji jest w Polsce mało, to w stosunku do potrzeb jest ciągle za dużo. Aby poprawić ich los, nie trzeba chronić rolnictwa, tylko pomóc znacznej części z nich odejść do innych zawodów. Bez wsparcia UE raczej się to nie uda.
Polska wieś potrzebuje reform, inwestycji, także zagranicznych, nowych miejsc pracy poza rolnictwem i edukacji. Z całą pewnością nie potrzebuje natomiast obrońców z PSL, Samoobrony i LPR. Straszenie Unią Europejską, blokowanie reform i „ustawy – wynalazki” typu „biopaliw lub „gruntów rolnych” na pewno nie służą jej interesom.
Krzysztof Łoziński
Ramka I:
Struktura ludności wiejskiej według ISP:
Emeryci i renciści: 37%
Rolnicy: 18%
Robotnicy i pracownicy wykwalifikowani 13%
Bezrobotni: 9%
Kadra kierownicza, specjaliści, pracownicy administracyjni i biurowi: 8%
Inni (uczniowie, gospodynie domowe): 7%
Robotnicy wykwalifikowani: 5%
Właściciele firm: 3%
Ramka II:
Rolnicy (według ISP):
Wyłącznie rolnicy - 30%
Głównie rolnicy - 32%
Dodatkowo rolnicy - 22%
Tylko formalnie rolnicy - 16%
Ramka III
Czy jesteś za przystąpieniem do UE? (według ISP)
tak nie wiem nie
Rolnicy: 38% 19% 43%
Mieszkańcy wsi: 49% 22% 29%
Ramka IV
Preferencje wyborcze ludności wiejskiej w proc. (według CBOS)
SLD-UP Samoob. LPR PSL
Wyb. sam. 2002 16 18 8 25
Wyb. parl. 2001 47 9 5 18
Ramka V
Proporcje oddanych głosów przez ludność wiejską, z uwzględnieniem liczebności poszczególnych grup, obliczone na podstawie danych CBOS, w proc. Wybory samorządowe.
SLD-UP Samoob. LPR PSL
Rolnicy 3 7 2 14
Emeryci i renciści 40 10 8 12