Wirtualna Polonia i Opatrzność
| Polonia | 2006-10-25
Pani Renata Rudecka-Kalinowska przedstawiła swoje przykre doświadczenia z Wirtualną Polonią. Chciałbym ją za to przeprosić, bowiem czuję się w pewnym stopniu odpowiedzialny za to, co ją dziś spotyka.
Kiedy w 2002 roku wyrzucono mnie z Wirtualnej Polski, jednocześnie jej właściciele zlikwidowali założony przeze mnie i prowadzony informacyjny serwis "Polonia" w WP. Dwa laty pracy dla i z Polonią zaowocowały pewną renomą tego serwisu. Codziennie odwiedzało go ok. 1000 osób, co rokowało dobrze na przyszłość. Serwis stał się w pewnym sensie instytucją ważną dla Polaków za granicą. Nic dziwnego więc, że Polonia protestowała, jej przedstawiciele pisali do zarządu WP, słali też pisma do sejmowej komisji ds. Polonii a także do Senatu, który statutowo zajmuje się łącznością z Polakami zagranicą i rozdziela środki na jej wspieranie. Wszystko to bez większego rezultaty, zarząd WP kierował się zimnym, nieczułym rachunkiem ekonomicznym - ponosił koszty, a Polonia nie przynosiła wpływów.
Próbowałem zainteresować wtedy zarówno władze rządowe, jak i parlamentarzystów oraz rozmaite instytucje, w rodzaju ówczesnej Polskiej Agencji Informacyjnej (dysponującej rządowymi pieniędzmi) oraz wyspecjalizowane organizacje i fundacje (z wyjątkiem Fundacji Polonia) sprawą internetowej informacji dla Polonii. Bez większego rezultatu.
Zaprezentowany senatowi projekt, wspólnie z Fundacją Polonia, nie zyskał przychylności parlamentarzystów. Mieli mi za złe publikację artykułu, krytycznie oceniającego politykę władz wobec emigracji.
Polonia do dziś nie ma portalu, który - redagowany w Polsce - stanowiłby platformę łączności między Polską i Polonią.
Mniejsza jednak o to, czego polskie władze nie miały chęci robić.
Polonia wspierała wtedy moje starania, nie było tajemnicą, że próbuję coś uruchomić. Zatem e-mail ze Szwecji od pana Włodka Kulińskiego bardzo mnie ucieszył. Autor listu proponował współpracę - wyrażał chęć sfinansowania polonijnego serwisu.
Przesłałem więc panu Kulińskiemu - którego skierował do mnie znany mi dziennikarz polonijny ze Szwecji, redaktor jednego z pism polonijnych - projekt takiego serwisu. Były to założenia ideowe i redakcyjne, sposób organizacji, propozycje architektury serwisu. Nie dysponowałem technicznym projektem, tym miał się zająć rzeczony pan Włodek.
Przekazywałem mu więc - o naiwny, naiwny! - coraz więcej szczegółów serwisu. Także - nazwę "Wirtualna Polonia". Wraz z tym transferem nasze wzajemne relacje, które mieliśmy wyłącznie przez Internet i telefon, coraz bardziej się ochładzały.
Wszystko skończyło się awanturą: chciałem otóż podpisać z K. i redaktorem oficjalną, regularną umowę spółki, a do tego potrzebne było spotkanie twarzą w twarz. Byłem wówczas bezrobotny, prosiłem pana Włodka K., by sfinansował mój przejazd (bilet na prom) do Szwecji. Im bardziej naciskałem, tym rozmowy stawały się bardziej nerwowe.
Potraktowany w chamski sposób przez pana K. rzuciłem wreszcie słuchawkę i więcej jego głosu nie słyszałem.
Po paru miesiącach w Internecie zawisł serwis "Wirtualna Polonia". Wkrótce potem mój znajomy dziennikarz ze szwedzkiej Polonii także rozstał się z WK.
Czytając - coraz rzadziej - materiały zawieszane w Wirtualnej Polonii, obserwując jej zaangażowanie ideowe po stronie mało mi sympatycznych ludzi, jak Jan Kobylański, widząc trwałe związki ze Stanisławem Michalkiewiczem, pochwały dla Jacka Kurskiego wdzięczny dziś jestem Opatrzności, że moje stosunki z panem Włodkiem Kulińskim i jego serwisem ustały na tak wczesnym etapie. Bóg ustrzegł.
Tym niemniej wciąż czuję się odpowiedzialny, choć to sensu najmniejszego nie ma, za to, co wyrabia pan K. Robi on to na własny rachunek, obraża ludzi on sam, nie ja, lecz angażuje do tego medium, które ja wymyśliłem i naszkicowałem. Dlatego właśnie panią Renatę Rudecką-Kalinowską niniejszym gorąco przepraszam.
Mam jednocześnie nadzieję, że polskie władze pójdą wreszcie po rozum do głowy i zajmą się nie tylko przekazywaniem, jakże potrzebnych środków finansowych na pomoc dla Polaków, szczególnie tych na Wschodzie, i że stworzą porządną platformę internetową. Razem z Telewizją Polonia, Senatem, Radiem Polonia. Muszą do tego jednak zmienić w ogóle swój stosunek do Polonii i przestać traktować ją jak jeszcze jeden segment elektoratu, który trzeba doraźnie wykorzystać w chwili wyborów. I której można złożyć wizytę - patrz przykład pani senator Danielak czy senatora Rzemykowskiego, którzy nieustannie podróżowali do różnych środowisk polonijnych, najchętniej - na Antypody.
Niestety, w taką zmianę polityki państwa nie bardzo wierzę: patrz artykuł w Kontratekstach "Z Polonią są wieczne kłopoty", wiecznie aktualny.
Piotr Rachtan
Komentarze
RRK | 2006-10-28 12:52
Szanowny Panie Piotrze,Brak rzeczywistej, powszechnie dostępnej, płaszczyzny wymiany poglądów, ścierania się myśli, swobodnej argumentacji – brak portalu, na którym mogliby się spotykać Polacy z kraju z Polakami żyjącymi poza granicami Polski, tak swobodnie, jak w ulubionej kawiarni, gdzie można by było i zawrzeć znajomość i zaprzyjaźnić się i nawet. pokłócić się z kimś.Funkcjonuje wiele stron, rozproszonych, skupionych na niewielkiej grupie odbiorców, obawiających się konkurencji, często robionych z potrzeby serca , przy sporym nakładzie pracy niewielkiej grupki zapaleńców, nierzadko na bardzo profesjonalnym poziomie prezentujących bogate treści.Są też takie jak opisana przeze mnie Wirtualna Polonia, robione bardziej z potrzeby prezentacji własnej osoby, czy też kilku osób, których motywy działania, nie są właściwie do końca jasne. Ludzie są różni. Jedni chcą rozmowy, kontaktu, wymiany poglądów.Inni wręcz przeciwnie, boją się otwartości, zaskorupiają się w kokonach własnych przekonań i nawet nie wiedzą, że gdzieś po drodze gubią szlachetność, która być może stała u początków ich ...
prachtan | 2006-10-28 17:42
Pani Renato, niestety, polonijny serwis, by był wiarygodny, musi spełnić jeden fundamentalny warunek: zachować niezależność. A jaka władza zechce sfinansować projekt, z którego nie będzie mieć doraźnego wyborczego pożytku? Dla odmiany serwis komercyjny będzie dotrzymywać zasady dochodowości, co znów nie gwarantuje tego, co w serwisie być musi: wszechstronnej informacji, bo jest zbyt droga. O reklamy do serwisu polonijnego też trudno, choć ja kiedyś miałem parę pomysłów...Zaś kiepska imitacja mojego dawnego serwisu w Wirtualnej Polsce w wykonaniu pana K. daje wyłącznie informację zabarwioną, i to jak jeszcze, nie tylko politycznie, ale przede wszystkim - ideologicznie. Jest w ten sposób zaprzeczeniem tego, co Pani i ja chcielibyśmy dać Polonii.