HISTORIA WCIĄŻ ŻYWA
| Polonia | 2006-09-06
Zbliża się rocznica 11 września - dnia, który spowodował, że Ameryka, kraj, w którym przyszło mi zamieszkać - stał mi się bliski, stał mi się prawie domem. E-maile zamieszczone poniżej (fragm. w wyborze redakcji), zostały napisane tuż po tym tragicznym, wrześniowym dniu sprzed 4 lat. Są chaotyczne, dosyć emocjonalne, spontaniczne i bezpośrednie. Wysłałem je do mojej rodziny i przyjaciół mając nadzieję, że pomoże mi to zachować równowagę wewnętrzną.
Po dniach spędzonych później w „Strefie Zero" została mi przepustka z numerem seryjnym 631, kawałek metalu podniesiony z pyłu, który kiedyś nazywał się WTC i nienawiść. Bardzo dużo nienawiści.
Codziennie mijam To Miejsce i za każdym razem, niezmiennie patrzę w górę łudząc się, że to był tylko film.
Kiedyś niebo zasłonią nowe wieże, Manhattan znowu sięgnie chmur...
Nienawiść zostanie.
Nienawiść zostanie.
Co chwilę patrzę w stronę tych pięknych, wielkich budynków ,... ale ich już nie ma, znikły, po minucie znowu sprawdzam i znowu , znowu....
***
Piękna pogoda, niebo blue, a na nim wysoko, krążą niczym płatki śniegu - kartki papieru - tak jak w czasie różnych parad tutaj - myślę sobie, skąd to?... nagle syrena, druga ... Ludzie koło mnie patrzą w górę, wysiadłem z auta, wyglądam zza budynku, a tu płomienie z Wieży, ktoś mówi - uderzył samolot. Pomyślałem - jakaś awionetka... idę do biura po dokumenty dla Tony´iego, a nad głową słyszę ryk silników, patrzę w górę, skąd tu kur~ samolot?! Już zniknął, sekundę później huk jak wybuch, wybiegam na zewnątrz, ludzie stoją osłupiali a niektórzy krzyczą - Samolot uderzył w drugą wieżę!
Tony wybiegł za mną i mówi - Spie~, bo tu zostaniemy na zawsze! Do auta, jeden, blok pod prąd, pełna rura dwa bloki i na autostradę FDR, a tam, zza budynków na wysokości Brooklyn Bridge - widzę dwie wieże w ogniu z dziurami ziejącymi płomieniami. Byliśmy już na zachodniej stronie na wysokości 59 ulicy, kiedy radio podało komunikat, że zawaliła się pierwsza wieża, za chwile druga a potem już tylko refleksje. Przejeżdżałem pod nimi kilka razy dziennie, prawie codziennie byłem w banku za rogiem. Nie tak dawno byliśmy z Rodzicami na 107 piętrze, na dachu obok tej anteny, którą pewno widzieliście jak spada razem z budynkiem... life will never be the same ...to jest nieprawdopodobne doświadczenie, jestem roztelepany w środku jak szmata.
Bogu dzięki, że nikt bliski ani znajomy tam chyba nie zginął, ale uczucie bezsilności i współczucia jest wszechogarniające. Nie mogę więcej pisać, bo to jeszcze mi gorzej...
Ewa pracuje daleko, na wschodniej stronie przy 62 ulicy, ale ona wyjeżdża do pracy o 10.30 więc już wiedziała, co się działo i została w domu. Najgorsze te pierwsze chwile - co sekunda radio podaje wiadomości, tylko że wciąż gorsze - Pentagon uderzony, White House ewakuowany, ludzie płoną, skacząc z 80 piętra, szpitale postawione w stan gotowości, siły zbrojne „code delta" - stan najwyższej gotowości bojowej, druga wieża zawaliła się, wszystkie samoloty lądują na najbliższych lotniskach, zakaz startów, międzynarodowe przyloty i odloty skierowane do Kanady, porwany samolot policyjny przekroczył Potomak - kieruje się w stronę White House...
Nad głową ryk odrzutowca - chyba mam dreszcze - patrzę, Bogu dzięki, myśliwce! Dwa lotniskowce kierują się do portu NY, telefony komórkowe przeładowane, nie łączą rozmów. Miliony ludzi idą pieszo w górę Manhattanu, wszystkie mosty i tunele wokół wyspy zamknięte...
Zbyt wiele złych wiadomości w zbyt krótkim czasie!
Ok 2.30 wydostaliśmy się z Manhattanu i pojechaliśmy do siostry matki Toniego - miała złe przeczucia - jej syn (kuzyn Toniego) pracuje na lotnisku Kennedy´ego w takiej ekipie do zwalczania skutków katastrof, miał wolne..., ale pojechał na lotnisko, tam wzięli swój pojazd bojowy i popędzili do WTC... wszedł zanim wieże się zawaliły, już nie wyszedł, a razem z nim zginęło, jak mówią, ok. 400 strażaków i policjantów. W Wietnamie zginęło 60 tys., tu może być 10 tys.?!... a mogłoby być nawet 10 milionów, gdyby jakiś gad wpadł na pomysł kupienia głowicy gdzieś na Ukrainie i odpalenia jej uderzając w wieże WTC...
***
Sam nie wiem, od czego zacząć. Chciałem opisać ostatnie dni, wszystko wydaje się ważne, a jednocześnie wszystko wydaje się takie małe, nieistotne.
O WTORKU nie chcę nawet pisać, bo to jest dalej poza moim pojmowaniem rzeczywistości. Próbuję się postawić w sytuacji tych psycholi i zrozumieć, czym się kierowali i jak mocno w coś trzeba wierzyć lub nienawidzić żeby wymyślić i zrealizować coś takiego. Do tego trzeba naprawdę chorej psychiki!!!
Ale jak znaleźć dziesiątki osób z tak chorymi mózgami - tego nie wiem!
Ale jak znaleźć dziesiątki osób z tak chorymi mózgami - tego nie wiem!
W środę rano jakimś cudem udało nam się dostać na odcięty od świata Manhattan (ja i dyrekcja) - mosty i tunele zamknięte... Tony "przegadał" nam drogę przy 14 street na zachodniej stronie i pod eskortą policyjną (po szczegółowym sprawdzeniu auta) pojechaliśmy w dół do naszej budowy. Tony usiadł za sterami ogromnej koparki, ja przodem kierując nim - ruszyliśmy w stronę World Trade Center.
Wściekle wyjące karety, radiowozy, maszyny, strażacy... i nasza kopara posuwa się 5 km/godz. Stanęliśmy u stóp góry pogiętej stali i pyłu koloru cementu. To jest obraz, którego się nie zapomni - tak jak ludzie, którzy zdążyli zbiec po schodach nigdy nie zapomną tej drogi w dół.
Wszystko utlenione, odparowane. Nie ma kawałków cegieł, gruzu, tynku, ciał... Wszędzie stalowoszary pył, ciemno od dymu i popiołu pokrywającego wszystko 10-15 cm warstwą.
Stojąc w tym pyle wiem, że buty pokrywają ludzkie szczątki... depczę po ludziach...! Ktoś litościwy podał mi maskę, mam przekrwione oczy, piecze gardło, garnitur nadaje się do śmieci.
Wokoło różni ludzie: biali i kolorowi, starzy i młodzi, garnitury mieszają się bluzami i mundurami, buty Gucciego depczą ludzki pył tak samo jak buty robocze...
Tony podnosi wielkie elementy, żeby ratownicy mogli dostać się do wozu strażackiego, który znaleźli przywalony stalowymi belkami - niestety nikogo nie było w środku. Po pół godz. - syrena, krzyki. Wszyscy ewakuujemy się, bo zaczął się chwiać sąsiedni budynek. TV i radio 24 godz. na dobę podają komunikaty. Wszystkie dramatyczne, świat zatrzymał się... Czwartek minął w ulewie i na powolnym oczyszczaniu dojść do rumowiska w strachu, że WTC nr 5, Millennium Hotel i Merill Lynch zawalą się.
Wsiadamy do autobusu, jedziemy west street na północ... w stronę człowieczeństwa, cywilizacji... Wracamy ze „strefy zero", jak się zaczęło nazywać WTC. Ludzie z pospiesznie zrobionymi transparentami machają do nas zza policyjnych barier, biją brawo. Chyba mam łzy w oczach, nic przecież nie zrobiłem... nic nie mogłem zrobić
Piątek - WTC nr 5 runął, nikt nie zginął, ale to znowu spowolniło akcję. Tysiące ludzi pracuje na tym stosie, setki ludzi na tyłach - dba o jedzenie, picie, ubrania, maski pyłowe, benzynę, światło, lekarstwa dla pracujących. Są nawet stacje ratunkowe dla psów szukających ciał. Mają poparzone łapy, maski tlenowe na zatkanych wdychanym pyłem nosach, kroplówki dla słabnących zwierząt.
Skala zniszczenia jest niewyobrażalna tak samo jak skala ludzkiego wysiłku, dobrej woli i solidarności w nieszczęściu!
Około 10 wieczór telefon. - Czy dacie radę zbudować tymczasowy terminal promowy przy nabrzeżu? Dotychczas obsługiwało ono 5 tyś ludzi przypływających na promach, a ma obsługiwać 45 tys. ludzi dziennie... Tony odpowiada bez zastanowienia - robimy! Myślałem, żeby go opanować - skąd projekt? Skąd ludzie w weekend? Ale on zwykle wpierw robi, a potem załatwia formalności.
O północy mieliśmy już obejrzane i wybrane barki w porcie marynarki na Brooklynie i Staten Island, pomierzone istniejące nabrzeże. O 1.00 odebraliśmy przepustki, o 4.00 rano byłem w domu. W niedzielę w nocy terminal był gotowy a w poniedziałek rano zaczęły przybijać pierwsze promy.
W drodze na Manhattan (dziś - poniedz rano) telefon: w budynek American Express (vis a vis WTC) na 30 piętrze wbita jest wielka, kilkutonowa belka stalowa. - Czy damy radę usunąć? Tony mruknął. - Jasne! Przecież wiem, że nawet nie wie, jak to zrobić! Zaraz tam będziemy...! Poszedł sam, auto już nie mogło się przedostać. Zaczął organizować ekipę. Niestety, znaleziono 8 czy 10 ciał w pobliżu tego miejsca i trzeba było zatrzymać prace do czasu ich zabrania.
***
Czas leci jak wściekły. To już dwa tygodnie od Tego Dnia. Góra stali zmniejsza się bardzo powoli. Ponad 6 tys. ciężarówek wywiezionych, nadal wzdłuż West Street stoi zaparkowanych 20 kontenerów - chłodni na ciała, których nie ma i widzę, że nie będzie.
Ponad 6300 zaginionych, około 300 ciał wydobytych, policja i wojsko patrolują dolny Manhattan, odcięte od świata kilkanaście bloków (przecznic) wokół Wież, kontrola przy wjeździe na mosty, tunele, korki w całym mieście i wielka niewiadoma - plotki o broni chemicznej, biologicznej możliwej do użycia nad Manhattanem, ataku na Afganistan(?) i cuchnące śmiercią powiewy wiatru w pobliżu rumowiska.
Mimo tego, wszystko powoli zaczyna wracać do normy, strefy zamknięte kurczą się, Broadway stara się zapełnić widownie, hotele obniżają ceny, burmistrz wzywa do odwiedzania Nowego Jorku, a ja czuję się trochę jakby winny, bo wydaje mi się (głupio), że trzeba jakoś uszanować tych co zginęli, więc nie wypada iść na obiad, czy do teatru, kina czy nawet na zakupy. A przecież o taki paraliż m.in. chodziło tym psycholom.
Moje dziewczyny nie odchodziły od TV godzinami przez pierwsze 2 dni, potem przeszły do porządku dziennego. Ja mam tyle godzin pracy, że myślę o emeryturze z rozmarzeniem w oczach! W weekend założyłem rynnę nad wejściem, posadziliśmy trochę krzaków cyprysowych, wyczyściłem filtr basenowy - a wszystko z przygnębiającym poczuciem winy, jakbym robił coś nieprzyzwoitego!
***
Zapewne słyszycie historie powtarzane w TV i radio przez ludzi, którzy zdążyli wybiec, którzy zjechali windą i mięli szczęście, bo urwała się na tyle nisko, że zabezpieczenia ich uratowały, którzy spóźnili się do pracy i dlatego żyją, którzy widzieli spadające tuż obok nich szczątki ludzkie wielkości dłoni, którzy na 82 piętrze patrzyli w twarze pasażerów samolotu uderzającego w sąsiedni budynek, którzy patrzyli z dołu bezsilnie jak ogarnięci płomieniami ludzie, trzymając się za ręce po dwoje, troje - skaczą z wys. 90 pięter..., jak również rozmowę telefoniczną kobiety z mężem, który mówi, że jest z nim 10 osób przysypanych..., tylko, że ona kłamie, nie ma męża, ani telefonu... - pójdzie do więzienia...
Ofiarność ludzka jest niewyczerpana, komitet koordynacyjny prosi o nie wysyłanie już niczego więcej, bo nie ma gdzie tego składować, nawet krwi jest pod dostatkiem. Proszą jedynie o szmal, który pozwala na szybkie uzupełnienie braków w razie nagłej potrzeby. Do tego wszystkiego wszechobecność policji, wojska, gwardii narodowej sprawia wrażenie oblężenia w czasie wojny. Nie myślałem, że po bolszewickim stanie wojennym, jeszcze raz będę oglądać wojsko na ulicach.
Już doliczono się 5442 ludzi zaginionych, tylko ok. 200 ciał znalezionych, ok. 100 zidentyfikowanych. To jest skala, jakiej nie da się ogarnąć. Powszechna jest żądza krwi - może to niezbyt chrześcijańskie, ale cóż... nie jesteśmy doskonali!
Myślę, że tylko zniszczenie baz terrorystów na całym świecie może zabezpieczyć nas i resztę cywilizacji przed chętnymi do powtórzeń... A jeśli jakiś kraj nie dam nam zgody na udostępnienie przestrzeni powietrznej...? No cóż, tym gorzej dla tego kraju...
Na koniec muszę wam powiedzieć, że po raz pierwszy od 5 lat, poczułem się emocjonalnie związany z tym krajem - tak, jakby ktoś zniszczył coś mojego, coś mi bliskiego... i marzę, żeby go spotkała za to kara, im dotkliwsza tym lepiej...
Mam nadzieje, ze Polska nie zawaha się w poparciu USA, tak jak to niestety zrobili zasrani hitlerowcy (oczekują dowodów winy), gnoje żabojady (oczekują rozsądku i wszechstronnego rozpatrzenia), czy zaplute angole ( oczekują chłodnej oceny faktów).
PLEASE!!!!!!! POLSKO POKAŻ, ŻE TO NIE POLITYKA RZĄDZI ŚWIATEM TYLKO LUDZIE RZĄDZĄ POLITYKĄ !!!!!!!!!
Wszystkim wam dziękuję za ciepłe słowa otuchy - są bardzo potrzebne, bo chociaż, Bogu dzięki, nikt bliski nie był tam we Wtorek, ale wszyscy ci, którzy tam byli, stali mi się bliscy!
Uściski
Piotr
Piotr Pfisterer
źródło: http://www.swiecienasz.com/
Montreal