W konfrontacji z rzeczywistością - konieczne kłamstwa
| Polonia | 2006-08-17
Z Ewą Stachniak rozmawia Maria Frydrychowicz.

Ewa Stachniak. Fot z archiwum ES.
Maria Frydrychowicz: Jest pani jedną z tych emigrantek i zarazem autorek kanadyjskich, które swą karierę pisarską rozpoczynają od powrotu pamięcią do kraju pochodzenia i próbą rozliczenia się z przeszłością. Dlaczego jest to takie ważne?

Ewa Stachniak. Fot z archiwum ES.
Maria Frydrychowicz: Jest pani jedną z tych emigrantek i zarazem autorek kanadyjskich, które swą karierę pisarską rozpoczynają od powrotu pamięcią do kraju pochodzenia i próbą rozliczenia się z przeszłością. Dlaczego jest to takie ważne?
Ewa Stachniak: Polska mnie ukształtowała. Moje dzieciństwo i moja młodość były polskie. Wracam, bo tam są moje korzenie, mój punkt odniesienia. Nie chcę jej, mojej pamięci, oceniać. Chcę z niej wydobyć esencję, dać jej świadectwo.
Dorastałam w niemieckiej scenerii powojennego Wrocławia, mieście o skomplikowanej przeszłości, o mieszanej tożsamości, mieście omijanym w polskiej literaturze, którego historia była zbyt często pretekstem dla europejskich mocarstw do własnych politycznych rozgrywek. W tym mieście rodziła się i kształtowała moja świadomość społeczna i polityczna. Tam biegałam po niemieckich gruzach, tam przeżyłam rok 68, strajki w Gdańsku, i wreszcie narodziny Solidarności.
W Kanadzie nauczyłam się patrzeć na przeszłość swoją i mojego miasta z uniwersalnej, ponadnarodowej perspektywy. Ale to z polską rzeczywistością mojego dzieciństwa i mojej młodości konfrontuję moje obecne obserwacje.
W Kanadzie nauczyłam się patrzeć na przeszłość swoją i mojego miasta z uniwersalnej, ponadnarodowej perspektywy. Ale to z polską rzeczywistością mojego dzieciństwa i mojej młodości konfrontuję moje obecne obserwacje.
MF: W książce „Konieczne kłamstwa", opowieści z gatunku literatury par excellence emigracyjnej, opisuje pani z dużą wyrazistością powojenny Wrocław - miasto z niemiecką przeszłością i polską teraźniejszością. Czy na stronice książki przeniosła Pani wiele osobistych wspomnień z tamtego pionierskiego okresu?
ES: Osobistych lub też tych, o których słyszałam, od Babci, od rodziców, ich przyjaciół, dzieci z podwórka. A także te, o których tylko czytałam. Przygotowywując się do napisania „Koniecznych kłamstw" przerzuciłam kilka roczników polskich powojennych gazet i czytałam wspomnienia wrocławskich pionierów. Wiele z tego materiału znalazło sobie miejsce w świecie rodziców Anny.
Wychowałam się w poniemieckim mieszkaniu. Na ulicy poniemieckich akacji. Na podwórku widać było jeszcze ślady sadów, w parku rosły przepiękne stare kasztany. Niemieckie ślady towarzyszyły naszym dziecięcym zabawom. Biegaliśmy pośród gruzów, szukając "skarbów". Wykopywaliśmy niemieckie zabawki, kawałki niemieckiej porcelany. Niemieckie napisy widać było na murach, na skrzynkach pocztowych. Pamiętam opowieści o tajemniczych tunelach pod miastem, o ukrytych gdzieś skarbach. Bunkry i schrony były naszą dziecinną rzeczywistością, od tego nie da się uciec.
Część materiałów do książki zbierałam podróżując po Niemczech, rozmawiając z Niemcami różnych pokoleń. Rozmawiając o wojnie, o Dolnym Śląsku, o ucieczce z Twierdzy Breslau, o poczuciu winy, o wzajemnym zrozumieniu lub niezrozumieniu. Dużo mi te rozmowy dały i mam nadzieję że, w jakimś stopniu, przeniknęły do powieści.
Wychowałam się w poniemieckim mieszkaniu. Na ulicy poniemieckich akacji. Na podwórku widać było jeszcze ślady sadów, w parku rosły przepiękne stare kasztany. Niemieckie ślady towarzyszyły naszym dziecięcym zabawom. Biegaliśmy pośród gruzów, szukając "skarbów". Wykopywaliśmy niemieckie zabawki, kawałki niemieckiej porcelany. Niemieckie napisy widać było na murach, na skrzynkach pocztowych. Pamiętam opowieści o tajemniczych tunelach pod miastem, o ukrytych gdzieś skarbach. Bunkry i schrony były naszą dziecinną rzeczywistością, od tego nie da się uciec.
Część materiałów do książki zbierałam podróżując po Niemczech, rozmawiając z Niemcami różnych pokoleń. Rozmawiając o wojnie, o Dolnym Śląsku, o ucieczce z Twierdzy Breslau, o poczuciu winy, o wzajemnym zrozumieniu lub niezrozumieniu. Dużo mi te rozmowy dały i mam nadzieję że, w jakimś stopniu, przeniknęły do powieści.
MF: Akcja powieści rozgrywa się w przeważajacej części, w Montrealu. Jej główni bohaterowie są emigrantami - to Polka i Niemiec oraz ich rodziny i znajomi w tle. Na płaszczyźnie socjologicznej jest to zatem analiza relacji pomiędzy Polakami i Niemcami w skali mikro oraz próba zgłębienia natury samej emigracji. Jakie są w tych sprawach wnioski autorki i przesłanie książki?
ES: W odróżnieniu od analizy socjologicznej, powieść nie podaje rozwiązań i nie wyciąga wniosków, chyba że jest powieścią z góry nastawioną na udowodnienie konkretnej ideologii. Jako pisarka staram się oddać skomplikowaną naturę problemu, a wnioski, zostawiam czytelnikowi. W ludzkiej percepcji ten sam zestaw faktów jest często odmiennie odbierany lub oceniany. Jest to naturalny proces, który może doprowadzić do wartościowej dyskusji i wyciągnięcia ważnych wniosków. Autor proponując „jedyną" interpretację uniemożliwiłby taki proces. W „Koniecznych Kłamstwach" nie starałam się zdefiniować natury emigracji, lecz starałam się pokazać jak różnorodne i skomplikowane są psychiczne procesy, które nas, emigrantów, kształtują. Jakim procesom podlegamy, kiedy odrywamy się od ojczystej kultury, konfrontujemy swoje wartości z innymi, zostajemy zmuszeni do wyborów. Trudnych i często niemożliwych do oceny, bo nie wiemy jak potoczyłoby się nasze życie, gdybyśmy nigdy nie wyjechali. Tak jak nie wiemy, jakimi ludźmi byłyby nasze dzieci, gdyby się wychowały w Polsce.
MF: Anna, główna bohaterka powieści, bardzo wyraziście sportretowana, została przez panią uwikłana w niebanalny dylemat. Zrywając małżeństwo z Piotrem, który czeka na nią we Wrocławiu i wychodząc w Montrealu za mąż za Williama, Niemca, urodzonego w Breslau, stawia się w konfrontacji z gorzkim dziedzictwem historycznym. Czy jako twórczyni tego konfliktu w świadomości bohaterki, sama nie przeżywała pani wewnętrznego niepokoju?
ES: Wybory Anny, jej osobista konfrontacja z historią była mi tym bliższa, iż dotyczyła historii mojego miasta. Anna została postawiona przed koniecznością odpowiedzi na ważne i trudne pytania. Jakie krzywdy można wybaczyć i kiedy wybaczanie nie jest możliwe? Czy są kłamstwa konieczne? Czy wszystkie kłamstwa trzeba bezwarunkowo konfrontować z rzeczywistością? Co osiągniemy przez taką konfrontację, co stracimy? To są trudne pytania. Budzą niepokój, bo zahaczają o pojęcia tożsamości i pamięci, o to, o czym chcemy pamiętać, a o czym chcemy, czy powinniśmy, zapomnieć.
MF: Konfrontacja z dziedzictwem historycznym nie była jedynym źródłem jej walki wewnętrznej. Anna porzuciła męża „bohatera" - aktywistę „Solidarności" - który swoją postawę wobec władzy politycznej kraju okupił więzieniem. Z tego dylematu szybko wyprowadza ją pani „na prostą". Anna swoją decyzję usprawiedliwia pragnieniem łatwiejszego życia i szans osobistego rozwoju, studiów i pracy naukowej. Czy lubiła ją Pani w tamtych chwilach, czy jej marzenie o „normalnym" życiu było wówczas „na miejscu"?
ES: Wybory nigdy nie są łatwe. Dopiero konfrontacja z przyszłością może je zweryfikować. Anna marzyła nie tyle o „normalnym" życiu, co o miejscu, w którym mogłaby żyć w zgodzie ze swoją psychiczną kompozycją, kompozycją na początku powieści nie w pełni uświadomioną.
„Lubię" wszystkich swoich bohaterów. To część pisarskiej strategii, identyfikacja z wieloma punktami widzenia. Bez niej trudno jest być obiektywnym, trudno stworzyć przekonywującą postać. Lubiłam i Annę i Urszulę i Käthe (nawet wtedy gdy była naiwną zakochaną dziewczyną w przedwojennym Breslau). Lubiłam i Williama i Piotra. Rozumiałam, dlaczego każdy z nich był dla Anny ważny, dawał jej coś, co trudno zastąpić. Piotr był polską duszą Anny, jej pragnieniem życia według polskich wartości. Rola Williama była inna. To właśnie on uświadomił Annie, że jej polska tożsamość to tylko część jej osobowości, z którą musi się zmierzyć. Gdyby Anna kochała Piotra tak jak się jej to wydawało, wróciłaby do niego i nie byłoby książki. Nie wróciła, bo zdała sobie sprawę, że jej pierwsza młodzieńcza miłość była ucieczką od dojrzałości, że nigdy tak naprawdę nie miała okazji dokonać wyboru, że przez całe swoje życie szła utartymi ścieżkami, utartymi przez kogoś innego. Gdyby wróciła rozstaliby się z innego powodu.
„Lubię" wszystkich swoich bohaterów. To część pisarskiej strategii, identyfikacja z wieloma punktami widzenia. Bez niej trudno jest być obiektywnym, trudno stworzyć przekonywującą postać. Lubiłam i Annę i Urszulę i Käthe (nawet wtedy gdy była naiwną zakochaną dziewczyną w przedwojennym Breslau). Lubiłam i Williama i Piotra. Rozumiałam, dlaczego każdy z nich był dla Anny ważny, dawał jej coś, co trudno zastąpić. Piotr był polską duszą Anny, jej pragnieniem życia według polskich wartości. Rola Williama była inna. To właśnie on uświadomił Annie, że jej polska tożsamość to tylko część jej osobowości, z którą musi się zmierzyć. Gdyby Anna kochała Piotra tak jak się jej to wydawało, wróciłaby do niego i nie byłoby książki. Nie wróciła, bo zdała sobie sprawę, że jej pierwsza młodzieńcza miłość była ucieczką od dojrzałości, że nigdy tak naprawdę nie miała okazji dokonać wyboru, że przez całe swoje życie szła utartymi ścieżkami, utartymi przez kogoś innego. Gdyby wróciła rozstaliby się z innego powodu.
MF: A sprawa porzucenia, „zdrady ojczyzny" w tak ważnym okresie, tzw. stanu wojennego, w Polsce. Pamiętam, ponieważ sama wyemigrowałam parę lat później, że porównywano nas do „szczurów uciekających z tonącego okrętu". Pamiętam, że te słowa bolały. Czy mogłaby pani, zjawisko owej „zdrady", masowych „ucieczek" z Polski w tamtych latach, skomentować?
ES: W każdej kulturze kolektywnej akt emigracji będzie oceniany dwuznacznie. Wybór zakłada odrzucenie jednej grupy i akceptację innej a ta odrzucona nie może czuć się z tego powodu najlepiej. Stąd oskarżenia o "zdradę". Stąd może te "szczury z tonącego okrętu". Kulturowy kodeks, który toleruje emigrację jedynie z powodów politycznych, oferuje emigrantom jedynie łzy i tęsknotę. Stąd i "Lord Jim" i "Latarnik", i "Pan Tadeusz." Trudno tego nie zrozumieć. Ci, którzy pozostali, poświęcili jednostkowe szczęście dla nowej Polski, nawiązali do sprawdzonych historycznych wzorów: walka, powstania, protesty, strajki. A ci, którzy wyjechali... Cóż, nasza kultura nie toleruje rozwodu.
Na szczęście po odejściu od grupy, świat się nie kończy. Nie emigrujemy w pustkę, na ulicach Toronto czy Montrealu widzimy, że nie jesteśmy sami, widzimy swoje przeżycia jako cząstkę ludzkiego doświadczenia. W Kanadzie żyjemy wśród ludzi z różnych kultur a nasze wspólne doświadczenia są częścią kultury uniwersalnej.
MF: Czy Piotr Nowicki, polski mąż Anny, miał swój pierwowzór w znanej pani osobie, czy też go pani wymyśliła? W jaki sposób pracowała pani nad tą postacią?
ES: Nie miał pierwowzoru. Był mi potrzebny, bo reprezentował ważne pokolenie, studentów, którzy zdefiniowali polski rok 68. Dla Anny jest on bohaterem poprzedniej generacji, starszym, bardziej doświadczonym, dojrzalszym. Jest w niego zapatrzona. Przyjmuje jego poglądy, jego pragnienia.
Rozpoczęłam od lektury książek o pokoleniu 68 roku. Czytałam biografie uczestników marcowych wydarzeń, rozmawiałam z osobami, które pamiętaly ten okres. Pytałam o wspomnienia ze studiów, o ulubione papierosy i powiedzonka. Kiedy już zebrałam dość materiałów, zaczęłam lepić go z literackiej gliny. Piotr zaczął żyć własnym życiem, zaczynał mnie zaskakiwać. Kiedy dochodzę do tego momentu, wiem że jestem na dobrej drodze.
Rozpoczęłam od lektury książek o pokoleniu 68 roku. Czytałam biografie uczestników marcowych wydarzeń, rozmawiałam z osobami, które pamiętaly ten okres. Pytałam o wspomnienia ze studiów, o ulubione papierosy i powiedzonka. Kiedy już zebrałam dość materiałów, zaczęłam lepić go z literackiej gliny. Piotr zaczął żyć własnym życiem, zaczynał mnie zaskakiwać. Kiedy dochodzę do tego momentu, wiem że jestem na dobrej drodze.
MF: Książkę, o której rozmawiamy, napisała pani w języku angielskim i zatytułowała: „Necessary Lies". Był to w ocenie Amazon.com/Books w Kanadzie najlepszy debiut literacki roku 2000. Jak dużą popularnością cieszy się ta powieść wśród czytelników angielskojęzycznych? Czy rozumieją oni nasze narodowe dylematy? Czy są nimi zainteresowani?
ES: Podczas spotkań z kanadyjskimi czytelnikami często słyszę, że udało mi się oddać doświadczenia pokolenia emigracji lat 80-tych, doświadczenia powrotów po latach, konfrontacji z przeszłością. I to nie tylko doświadczenie polskie. Pamiętam, jak podczas spotkania w jednej z torontońskich bibliotek młoda Rosjanka oświadczyła, że moja powieść dała jej klucz do zrozumienia jej własnych przeżyć; że dzięki "Koniecznym kłamstwom" jest w stanie głębiej spojrzeć na proces emigracji i na swoją własną kulturę.
Nasze narodowe dylematy są dylematami ludzkimi, uniwersalnymi, tak jak uniwersalne jest marzenie o wolności, szczęściu czy miłości. Moim celem jest przedstawić je ciekawie, tak by przekonały o swojej autentyczności, zafascynowały. Kanadyjski czytelnik interpretuje Annę inaczej niż polski, bo patrzy na nią z innego punktu odniesienia. Dla mnie najważniesze jest, że chce przeczytać historię polskiej emigrantki znad Odry, że historyczne wydarzenia w dalekiej Polsce stają mu się bliższe, bo zdarzyły się komuś, kogo poznał i polubił.
MF: Ponad rok temu „Konieczne kłamstwa" ukazały się w wersji polskiej, ale to nie pani książkę przetłumaczyła, a Katarzyna Bogucką-Krenz. Czy jest pani zadowolona z przekładu, czy sama zrobiłaby to pani inaczej?
ES: Jestem bardzo zadowolona z tego tłumaczenia. Był to przekład autoryzowany, miałam w nim swój udział. Z Katarzyną Bogucką-Krenz, tłumaczką powieści, zgodziłyśmy się już na samym początku pracy, że naszym celem będzie nie tylko wierne oddanie tekstu, ale stworzenie takiego tłumaczenia, które byłoby „moim," czyli najbardziej zbliżonym do polskiej wersji tej książki, jeśli miałabym taką napisać. Dla tłumaczki oznaczało to rezygnację, oczywiście tylko do pewnego stopnia, z autonomii, konieczność sprawdzania czy nasze językowe odczucia zgadzają się, i stałą gotowość do dyskusji nad tymi fragmentami, w których nasze odczucia gdzieś się rozmijały. Czasami dostawałam stronę, na której tłumaczone fragmenty tekstu pojawiały się w kilku wersjach, a ja miałam wybrać tą najbardziej mi odpowiadającą. W rezultacie każdy rozdział wędrował kilka razy między nami tak długo, aż obie byłyśmy zadowolone.
MF: Zatem wersje angielska i polska nie są zupełnie jednakowe pod względem treści. Na czym polega odmienność polskiego tłumaczenia powieści od jej angielskiego pierwowzoru?
ES: Trzeba pamiętać, że w angielskiej wersji książka skierowana była do czytelnika, który o Polsce i jej historii ma mgliste pojęcie i któremu trzeba wpływ tej historii na polską rzeczywistość przybliżyć. Patrząc na Warszawę czy Wrocław w 1991 roku, Anna widzi nie tylko teraźniejszość, ale także przeszłość tych miast, lata wojny, powstania, historię znaną każdemu Polakowi, ale nieznaną (lub mało znaną) czytelnikowi anglojęzycznemu.
Zmiana perspektywy oznaczała cięcia i przekształcenia w tekście. Wiele fragmentów można i należało w polskiej wersji pominąć, inne trzeba było przeredagować lub wręcz dopisać, by zachować autentyzm szczegółów i wiarygodność faktów. Kiedy cytuję fragment wrocławskiej ulotki z 1968 roku, którą Anna i Piotr trzymają w ręku, to chcę, żeby to była jedna z autentycznych ulotek z Wrocławia, a nie np. z Warszawy. Chcę by Piotr i Anna mówili językiem lat 60tych a następnie, z upływem czasu lat 70tych i 80tych. Angielskie słowo „communist" tłumaczy się inaczej w zależności od okresu historycznego, w którym było użyte: w 1968 roku Piotr mówi o „partyjnych", w 81 roku Anna pamięta „komunistów", a w 91 roku jej brat używa słowa „komuch". W wersji angielskiej takie szczegóły nie są potrzebne, mogłyby jedynie zaciemnić i tak skomplikowaną historię.
Jednocześnie polski czytelnik potrzebuje więcej kanadyjskich realiów by zrozumieć na przykład rzeczywistość Montrealu lat 90tych. W wersji angielskiej tzw. cichą rewolucję w Quebecu lat 1960-66 można było określić jednym zdaniem, polskiemu czytelnikowi trzeba było dodać kilka wyjaśnień. Oczywiście można było dodać przypisy, ale ja wolałam zmiany całych akapitów. W rezultacie tych decyzji wydaje mi się, że obie wersje, angielska i polska, są bardziej czytelne.
MF: Dziękuje Pani za tę rozmowę a czytelnikom awizuję jej kontynuację w związku z drugą, najnowszą i jakże odmienna w tematyce, pani książką pt.:"Garden of Venus".
Maria B. Frydrychowicz
Świecie Nasz - http://swiecienasz.com/
Montreal
***
Ewa Stachniak, wrocławianka, anglistka. Do Kanady przyjechała w 1981 roku na stypendium doktoranckie Uniwersytetu McGill w Montrealu. Doktorat poświęcony twórczości Stefana Themersona, polskiego pisarza piszącego w Londynie po angielsku, obroniła w 1988 roku na anglistyce w McGill University. Zadebiutowała opowiadaniem "Marble Heroes," które ukazało się w kanadyjskim magazynie literackim The Antigonish Review, w roku 1994.
"Konieczne kłamstwa" - "Necessary Lies" to jej pierwsza powieść w języku angielskim, uznana za najlepszy debiut powieściowy Kanady roku 2000. W grudniu 2004 nakładem Wydawnictwa Książkowego Twój Styl, w Warszawie ukazało się tłumaczenie Necessary Lies na język polski.
Druga powieść Ewy Stachniak to "Garden of Venus", (Harper Collins, 2005) oparta na motywach z życia Zofii Potockiej, żony Szczęsnego Potockiego. Powieść ukazała się w Kanadzie, Anglii, Australii, Nowej Zelandii, Grecji, Hiszpanii i we Włoszech, w Brazylii i Serbii. Wydanie polskie (Bertelsmann) przewidziane jest na koniec 2006 roku.
***
Ewa Stachniak jest pisarką wyjątkową - pisze po angielsku, zatem odkrywa przed Kanadyjczykami i czytelnikami kręgu języka angielskiego - wciąż dla większości z nich - hermetyczną historię, dylematy i mentalność narodu polskiego.