Układy
| Książki | 2008-10-30
Małgorzacie i naszym dzieciom dedykuję
Marek Kosewski
Układy
Dlaczego porządni ludzie czasem kradną,
a złodzieje ujmują się honorem
Warszawa 2007
Marek Kosewski
Układy
Dlaczego porządni ludzie czasem kradną,
a złodzieje ujmują się honorem
Warszawa 2007
Wydanie I internetowe listopad 2008
Copyright by Marek Kosewski 2008
Spis trreści
OD AUTORA
WPROWADZENIE
ROZDZIAŁ I:DLACZEGO LUDZIE, CENIĄC SOBIE TO, CO DOBRE, WYBIERAJĄ TO, CO ZŁE?
1.1. Wartości godnościowe
1.1.1. Powstawanie przymiotów „ja" i potrzeby godności
1.1.2. Normy a wartości
1.1.3. Antywartości
1.1.4. Korzyści a wartości
1.2. Sytuacje pokusy
1.3. Dysonans godnościowy i jego redukcja
1.3.1. Racjonalizacje
1.3.1.1. Reinterpretacja dążeń i intencji
1.3.1.2. Reinterpretacja następstw czynu
1.3.2. Powstawanie „układów" - społeczne uzgadnianie usprawiedliwień
1.3.2.1. Jak pięciu studentów zdemoralizowało całą uczelnię
1.3.2.2. Jak uzgadniamy usprawiedliwienia?
1.3.2.2.1. Bezwyjątkowość
1.3.2.2.2. Sektorowość
1.3.2.2.3. Ciągłość
1.3.2.2.4. Jawność
1.3.2.3. Niektóre techniki usprawiedliwień społecznych
1.3.2.3.1. Pochlebne porównania
1.3.2.3.2. Kredyt moralny
1.3.2.3.3. Brak ofiary
1.3.2.3.4. Potępienie ofiary
1.3.2.3.5. Zaprzeczenie odpowiedzialności
1.3.2.3.6. Manipulacje normami
1.4. Podsumowanie
ROZDZIAŁ II:DLACZEGO LUDZIE, CENIĄC SOBIE TO, CO DOBRE, IDĄ ZA TYM, CO DOBRE?
2.1. Relacyjność godnościowa
2.2. Autonomia godnościowa
2.3. Instrumentalne standardy godności
2.4. Hierarchia wartości
2.5. Podsumowanie
ROZDZIAŁ III:ANOMIA I ETOS
3.1. Anomia jako choroba nieskończoności
3.2. Anomia jako rozbieżność ustalonych w kulturze celów i środków ich realizacji
3.3. Anomia jako skutek wiarygodnych usprawiedliwień
3.3.1. Układy w elicie politycznej
3.4. Etos jako styl zaspokajania potrzeby godności
3.4.1. Etos relacyjnej ważności
3.4.2. Etos autonomiczny
3.4.2.1. Etos honoru
3.4.2.2. Etos pokory
3.4.3. Roztropność
3.5. Podsumowanie
ROZDZIAŁ IV:WŁADZA A GODNOŚĆ WŁASNA
4.1. Sytuacja kontroli społecznej
4.2. Sytuacja upokorzenia i opresja
4.2.1. Opresja więzienna
4.2.2. Dyktatura proletariatu, czyli opresja radziecka
4.2.2.1. Anomia Sovietica
4.2.2.1.1. Zanik moralnego stosunku do pracy
4.2.2.1.2. Układy
4.2.2.1.3. Fasadowość, czyli dorabianie ideologii
4.2.2.2. Ethos sovieticus
4.2.2.2.1. Indywidualizm a kolektywizacja moralności
4.2.2.2.2. Kościół
4.2.2.2.3. Dysydenci
4.3. Podsumowanie
ROZDZIAŁ V: UKŁADY CODZIENNE ANNO 2007 - NOWE WRÓCIŁO
ROZDZIAŁ VI: ZAMIAST ZAKOŃCZENIA
OD AUTORA
Dwadzieścia parę lat temu napisałem studium o tym, jak radzą sobie z ochroną i zaspokajaniem potrzeby godności dziesiątki tysięcy ludzi, którzy ulegli pokusie zakazanej prawem karnym i znaleźli się w instytucjach penitencjarnych, stawiających ich w sytuacji upokorzenia[1]. Dostrzegłem wtedy szerszy aspekt tematu i postanowiłem rozwinąć go i zastosować do przeciętnych, porządnych ludzi, których życie stawia codziennie w sytuacjach pokusy i upokorzenia.
Zadanie okazało się trudniejsze niż przypuszczałem. Wprawdzie miałem już wówczas gotowy pomysł na wyjaśnienie działanie usprawiedliwień i powstawania anomii, ale nie w pełni rozumiałem sferę wartości. Aby zrozumieć, czym są i jak działają wartości, nie wystarczy je poznać choćby z najmądrzejszych traktatów o aksjologii - trzeba ich doświadczyć. Z pewnością nie byłoby tej książki, gdyby nie Małgorzata - moja żona. Dzięki niej mogłem przeżyć najważniejsze wartości - miłość, wierność, oddanie - w relacjach z najbliższym mi człowiekiem i patrzeć, jak je realizuje jako matka, troszcząc się o dobro naszych dzieci, kochając je i biorąc za nie odpowiedzialność. Ta lekcja trwa od przeszło dwóch dziesięcioleci i nie idzie na marne. W miarę jej trwania zyskiwałem cenne merytoryczne przesłanki dla mego równolegle powstającego tekstu o wdrażaniu wartości w codzienne życie. Dedykuję tę książkę Jej i naszym dzieciom, które wspólnym staraniem udało się nam wychować na ludzi wysokiego osobistego etosu.
W pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych zacząłem robić „treningi asertywności godnościowej", ucząc ludzi różnych zawodów reguł zachowania w sytuacjach pokusy i upokorzenia. Kilku młodszych kolegów zaczęło mnie w tym wspomagać, przy okazji stosując ten sam sposób myślenia do innych niż ja zagadnień. Powstał wtedy nieformalny zespół zajmujący się godnością własną i jej wpływem na zachowanie, a przy tym tworzący scenariusze szkoleń dla mających władzę szefów małych i dużych zespołów pracowniczych oraz dla ludzi szczególnie eksponowanych w pracy na sytuacje pokusy i upokorzenia. Uczyliśmy się nawzajem od siebie i od naszych słuchaczy. Szczególną rolę pełnił w zespole i spełnia dotąd Ireneusz Kaczmarczyk, a nieoceniony wkład wniosła Jagoda Fudala. Dzięki dyskusjom z nimi i praktycznej pracy nad szkoleniami mogłem doprecyzować wiele przemyśleń i tez tutaj przedstawionych. Nie będę naukowym, akademickim zwyczajem referował tu poglądów innych badaczy w zakresie poruszanych tematów, zajęłoby to wiele grubych tomów. Dlatego tylko wyjątkowo odwołam się do kilku opracowań, które bardziej niż inne odcisnęły się na moich poglądach dotyczących wartości i wpływu godności własnej na zachowanie.
Przez dwadzieścia lat uczyłem studentów Uniwersytetu Warszawskiego, czym jest anomia, a oni czasem żądali twardych dowodów na to, że uczciwi ludzie kradną, a złodzieje mają swój honor. Zdarzyło się, że jeden z moich najzdolniejszych studentów namówił kolegów i koleżanki do zrzutki na koszty wynajęcia na dwie godziny dziewczyny z agencji towarzyskiej, niedawnej studentki ASP. Przyprowadzili ją na zajęcia, chcąc poznać stosowane przez nią metody chronienia i zaspokajania potrzeby godności, by zrozumieć, jak prostytutka może mieć zasady i zyskiwać godność własną mimo uwikłania w ten zawód i wynikającą z niego sytuację życiową. Zajęcia się udały. Dowiedzieliśmy się, że dziewczyna w agencji obsługiwała tych klientów, jacy akurat przyszli. Dawała sobie z tą sytuacją radę, przybierając wobec nich (we własnym wyobrażeniu) rolę terapeutki pomagającej im rozwiązywać seksualne problemy i umacniającej (w swej ocenie) w ten sposób ich więź rodzinną. Poza tym była we własnym odczuciu dobrą matką - wynajęła nianię do swego rocznego synka - i dobrą córką, odwiedzając raz na tydzień matkę i dziecko z naręczami prezentów kupionych w Warszawie.
Wiele nauczyłem się od studentów. Ich setki prac na zaliczenie na moją prośbę opisywały studium przypadku: jak zachowują się znajomi lub bliscy w sytuacjach pokusy, jakie stosują usprawiedliwienia, sięgając po niegodną korzyść. Setki wyszkolonych studenckich oczu podpatrywały i opisywały to, co w sytuacjach pokusy dzieje się między ludźmi w teatrze życia codziennego - wśród sędziów, profesorów, hydraulików, na budowach i w szpitalach, w policji i w urzędach. Powstał zbiór obserwacji - niektóre z nich są bardzo wnikliwe - pozwalający prześledzić, jak to wyglądało w Polsce w latach 1982-2007. Te prace złożyły się na swoisty przegląd przejawów anomii i możliwych strategii radzenia sobie ludzi w sytuacjach pokusy, nieskończenie różnorodnych co do treści, niepowtarzalnych co do formy. Za to argumenty używane jako usprawiedliwienia, dające się policzyć na palcach jednej ręki, okazały się do siebie podobne i powszechnie stosowane. Niektóre z tych prac wykorzystuję w tekście dla ilustracji wywodów, inne, napisane przez studentów w 2007 roku, zamieściłem w przedostatnim rozdziale, by ukazać, jak usprawiedliwienia dostosowały się do pokus współczesności.
WPROWADZENIE
Przedstawiam w tej pracy gotowy, uporządkowany zestaw pojęć, którymi w sposób zrozumiały można objąć zaskakujące ostatnio dla zdrowego rozsądku wydarzenia. Czytelnik może sobie odpowiedzieć na pytania, którymi aktualnie żyje polska opinia publiczna:
- Dlaczego porządni ludzie kłamią, oszukują lub kradną, z przekonaniem dowodząc, że nie ma w tym nic złego, a inni porządni ludzie z uporem ich bronią przed zarzutami o niemoralne i nieetyczne zachowanie?
- Co to są „układy", jak one powstają i czy są do przewidzenia?
- Co robić, aby je ograniczać i przywracać ludziom zdolność kierowania się wartościami w pojawiających się przed nimi sytuacjach pokusy?
- Jak, mając władzę nad innymi jako rodzic, nauczyciel, menadżer lub polityk, zarządzać nimi i wpływać na nich poprzez wartości, a nie techniką „kija i marchewki"?
- Jak ludzie posiadający władzę tworzą sytuacje upokorzenia?
- Jak przeszłość i nawyki wyniesione z realnego socjalizmu rzutują na teraźniejszość?
Pytania te przyniosło życie i bieżące wydarzenia społeczno-polityczne, a odpowiedź na nie znajdziemy, gdy rozstrzygniemy trzy podstawowe kwestie:
1. Dlaczego ludzie ceniąc sobie to, co dobre, czasem idą za tym, co złe?
2. Dlaczego ludzie, ceniący wartości postępują zgodnie z nimi?
3. Jak sprawować władzę nad drugimi i stwarzać warunki ułatwiające ludziom marsz za tym, co dobre, i utrudniające podążanie za tym, co złe?
Po przeczytaniu tej książki czytelnik będzie wiedział, jak odpowiedzieć na pytanie „Co robić?", aby zwiększyć wpływ wartości na zachowanie. Jest to ważne dla tych, którzy mają władzę nad innymi - rodziców, nauczycieli, menedżerów i polityków. Zdroworozsądkowe teorie, jakimi się posługują w codziennej praktyce, takiej odpowiedzi nie dają. Pozostaje jednak nadal bez odpowiedzi pytanie: „Jak to zrobić?". Na nie każdy sam musi sobie odpowiedzieć, dostosowując to do konkretnej sytuacji, miejsca i czasu wydarzeń. W przygotowaniu przeze mnie i zespół jest pomocne w tym zakresie opracowanie praktyczne Zarządzanie przez wartości - podręcznik menedżera, ukazujące sposoby ograniczania pracowniczych układów i „korzystania z okazji", metody wpływania na pozapłacową motywację pracowników opartą na poczuciu godności oraz świadomego budowania etosu własnej organizacji. Może też uda się nam opracować w przewidywalnej przyszłości podręcznik dla rodziców i nauczycieli ukazujący, jak mogą wpływać na kształtowanie się motywu własnej godności u oddanych pod ich pieczę dzieci. Politycy natomiast potrzebują czegoś innego - niezależnych mediów i etosowych dziennikarzy, którzy stworzą im warunki, w których kierowanie się wartościami będzie nie tylko społecznie pożądane, ale także opłacalne politycznie.
ROZDZIAŁ I
DLACZEGO LUDZIE, CENIĄC SOBIE TO, CO DOBRE, WYBIERAJĄ TO, CO ZŁE?
Prywatna teoria tworzona przez wielu na codzienny użytek mówi, że ludzie dzielą się na uczciwych i nieuczciwych, na porządnych ludzi i łajdaków, a kogoś, kto ceni powszechnie uznane wartości moralne, można poznać po zachowaniu. To błąd. Człowiek nie jest, lecz bywa porządnym człowiekiem: bywa dobrym i złym ojcem, czasem bywa kłamcą, a czasem mówi prawdę. Wierzący ludzie czasem grzeszą. Świat społeczny składa się wyłącznie z takich właśnie ludzi, którzy bywają „porządni" i „nieporządni" czy „grzeszni". Cenią wspólne wartości, uwewnętrzniają je jako przymioty własnego „ja", są cenieni przez otoczenie społeczne jako „ludzie wartości" - i czasem te wartości naruszają. Wąski margines patologii składający się z „nieporządnych ludzi", którzy nie spełniają tej definicji, zostawmy psychiatrom, policjantom i prokuratorom.
1.1. Wartości godnościowe
Termin „wartości" zarówno w naukowym, jak i publicznym dyskursie z reguły używany jest jednocześnie w czterech znaczeniach:
1. Wartościami są byty absolutne - Bóg, Dobro, Piękno, Prawda.
2. Wartościami są pewne stany rzeczy uważane za ważne z ponadosobistego punktu widzenia - wolność ojczyzny, wolność osobista, sprawiedliwość w stosunkach społecznych, równość wobec prawa etc.
3. Wartościami nazywane są najbardziej ogólne wzorce zachowań służące za podstawę pozytywnej lub negatywnej oceny godnościowej jakiejś osoby (lub takiej oceny małej grupy) przez ogół.
4. Wartości są to cele dążeń i pożądań ludzi zmierzających do osobiście korzystnych stanów rzeczy - na przykład posiadania własnego domu, samochodu, pieniędzy, stanowiska, przyjemnej lub interesującej pracy, możnych przyjaciół etc.
Jeśli, przystępując do rozmowy o wartościach, nie uporządkujemy pojęć i nie będziemy ich używać w ścisłym znaczeniu, to wdamy się w dyskurs gęsi z prosięciem. Dlatego sprecyzujmy - za wartości przyjmiemy cenione przez wszystkich najogólniejsze wzorce zachowań, a przedmiotem rozważań uczynimy wartości godnościowe służące za kryterium ogólnej oceny jednostki jako osoby godnej lub niegodnej i stanowiące pewną kategorię wartości społecznych.
Rozumienie wartości jako celów wszelkich ludzkich pożądań i dążeń zbyt poszerza zakres pojęcia „wartość", tym samym czyniąc go bezużytecznym, bo celem ludzkich pożądań lub dążeń może być praktycznie wszystko. Filozoficzne rozumienie wartości absolutnych jest zaś zbyt trudne dla omawiania spraw codziennych. Dlatego ważną dyskusję o wartościach absolutnych i ich wpływie na cenione przez ludzi wzorce zachowania odłóżmy na inną okazję, i najpierw uporządkujmy prostsze sprawy. Zgodnie z przyjętą definicją nie będzie dla nas wartością ojczyzna, za to będzie nią patriotyzm. Sukces materialny uznamy nie za wartość a za korzyść, podobnie jak karierę zawodową czy awans.
Wartościowanie człowieka jako osoby i przypisywanie mu lub odmawianie osobistej godności jest skutkiem oceny jego zachowań na podstawie wzorców zachowań moralnych, zwanych powszechnikami wartości w naszym kręgu cywilizacyjno-kulturowym:
- uczciwość,
- rzetelność,
- sprawiedliwość,
- odwaga,
- lojalność,
- solidarność,
- prawdomówność,
- rzetelność,
- wielkoduszność,
- patriotyzm,
- tolerancja
- odpowiedzialność.
Samych wartości godnościowych nie jest wiele - zależy to od sposobu ich werbalizacji, zdefiniowania znaczeń i stopnia ogólności. Zdarza się, że wartości zawarte w kulturze macierzystej nazywane mogą być w pewnych podkulturach inaczej - na przykład w podkulturze przestępczej „człowiek w porządku" znaczy tyle, co człowiek rzetelny i uczciwy. Wspólnym mianownikiem wartości godnościowych jest ich autoteliczność, oznaczająca, że są to wzorce zachowań nie przynoszące korzyści osobistych[2].
1.1.1. Powstawanie przymiotów „ja" i potrzeby godności
Małe dziecko w pierwszych latach życia otaczają z reguły dorośli ludzie darzący go miłością lub przynajmniej mu życzliwi, a przy tym stanowiący dla niego autorytet. Mały Jaś ceni wartości dorosłych i stara się być z nimi w zgodzie, bo rodzice i inni znaczący dlań ludzie są wtedy kochający i mili, znajdują czas na zabawę i dają cukierki. Za tym idzie ocenianie Jasia jako osoby poprzez przypisywanie mu przymiotów wynikających z wartości - grzeczności, dobroci i mądrości. Dlatego trzyletni Jaś szybko internalizuje pierwsze wartości i uważa, że jest dzieckiem grzecznym, dobrym i mądrym. Łatwo to można sprawdzić - powiedzmy mu, że jest niegrzeczny, zły lub głupi, a wtedy się popłacze. Zrodziła się w nim nowa potrzeba - „bycia" grzecznym, dobrym i mądrym. Nazwijmy ją potrzebą godności. Jest ona podstawową potrzebą struktury „ja" i powstaje w momencie oddzielenia się u dziecka „ja" od nie-„ja". Wskaźnikiem jej zaspokojenia jest względnie wysokie, utrwalone na pewnym poziomie poczucie godności własnej[3].
1.1.2. Normy a wartości
Różnica pomiędzy normą a wartością jest różnicą stopnia uogólnienia. Norma jest to względnie szczegółowy wzorzec zachowania służący do oceny zgodności konkretnego czynu z określoną wartością. Normy stanowią mniej lub bardziej ogólne „recepty" na zachowanie godne i różnią się między sobą na dwa sposoby:
1. stopniem ogólności,
2. przynależnością do określonej wartości.
Wartości internalizujemy wcześnie, a norm uczymy się do końca życia. Są często tworami dosyć skomplikowanymi, mają swoje uzasadnienia i wyjątki określające ich stosowanie. Powoduje to, że są wyuczone w procesie socjalizacji później niż pierwsze wartości. Każda podkultura, każdy krąg rodzinny wnosi do procesu socjalizacji trochę odmienne werbalizacje, trochę inne normy szczegółowe, które przypisywane mogą być różnym wartościom, ogranicza zasięg norm ogólniejszych etc.
Siedzi na podłodze mały Jaś, który ceni sobie „grzeczność", ciągnie za włosy Małgosię i powtarza sobie: „Jestem grzecznym chłopczykiem". Nie zna jeszcze norm, za pomocą których wartości są wypełniane treścią i przekładane na zachowanie w konkretnych sytuacjach. Mama Jasia pouczy go, że grzeczny chłopczyk nie ciągnie za włosy Małgosi i Jaś nauczy się wtedy pierwszej normy związanej z „grzecznością". Małe dziecko w pierwszych latach życia nie wiąże cenionych i przypisywanych sobie wartości z zachowaniem, tak jak Jaś nie wiąże tego, że „jest grzeczny" z „grzecznym" postępowaniem, bo brakuje mu do tego znajomości norm.
Nakaz „bądź grzeczny" nie jest normą, lecz innym sposobem wyrażenia wartości, ponieważ lokuje się na tym samym poziomie ogólności co „grzeczność". Nie wnosi niczego nowego do problemu stojącego przed Jasiem, jak w nowej dlań sytuacji zachować się „grzecznie". Norma ukonkretniająca „grzeczność", którą przekazała mu mama, mówiąc: „nie wolno ciągnąć za włosy Małgosi", jest bardzo szczegółowa. Dużo ogólniejszej wyuczył się później Jaś w przedszkolu („grzecznemu chłopcu nie wolno ciągnąć żadnych dzieci za włosy"). Weźmy inne przykłady. Nie jest normą, lecz sposobem wyrażenia wartości ogólnik: „Należy postępować sprawiedliwie". Jest natomiast normą zasada: „należy równo dzielić wspólnie osiągnięte korzyści". Normy nie mogą jednak stracić zupełnie swej ogólności - nie jest normą algorytmiczny przepis: „Należy teraz równo podzielić te tutaj pomarańcze", ponieważ normy są zawsze heurystykami o jakimś stopniu ogólności.
Normy nie generują samoistnej motywacji godnościowej do działania zgodnego z nimi, lecz są tylko „przyswajane" lub „akceptowane" przez człowieka jako sposoby realizowania wartości. Swoją zdolność do motywowania zachowania zgodnego z nimi czerpią z wartości. Normy „przyswojone" tworzą system uporządkowany według dwóch kryteriów:
- Stopnia ogólności, odnorm najbardziej ogólnych inajbliższych wartościom, donorm najbardziej szczegółowych inajbliższych konkretnym czynnościom. Im bardziej ogólna norma, tym trudniej jest określić jej związek zczynnością, im bardziej jest szczegółowa, tym trudniej określić jej związek zwartością.
- Przypisania dowartości. Normy porządkują się wokół poszczególnych wartości, tworząc standardy normatywno-wartościowe. Dzieje się tonaskutek działania wielu czynników: doświadczenia osobistego w ichstosowaniu, kulturowych wzorców przejętych odinnych, własnych przemyśleń systematyzujących wiedzę osobie etc. Uporządkowanie tonie jest zupełne. Różne wartości mają często wspólne normy - zarówno uczciwość, jak rzetelność iodpowiedzialność wymagają oddawania długów, dotrzymywania przyrzeczeń etc.
Zgodność lub niezgodność czynności z normą nie jest warunkiem koniecznym ani wystarczającym dodatniego lub ujemnego wartościowania czynności. Są po temu trzy główne przyczyny:
1. Jednej wartości na ogół odpowiada kilka norm, na przykład zachować się sprawiedliwie znaczy: „dzielić równo", „nagradzać według zasługi" etc.
2. Niektóre normy zawierają w swoim uzasadnieniu „okoliczności wykluczające" ich stosowanie.
3. Każda czynność może być oceniana w zakresie kilku standardów wartości moralnych i/lub godnościowych. Ujemnie wartościowana według jednego z nich, może być dodatnio oceniana w zakresie drugiego.
1.1.3. Antywartości
Zdawałoby się, że jeśli ktoś uważa, że należy postępować łajdacko, niesprawiedliwie, nielojalnie i nieuczciwie i tak też się zachowuje - to czyni tak zgodnie z cenionymi przezeń „antywartościami" i jego uczynki nie stanowią żadnej zagadki. Taki uproszczony pogląd jest równie nieprawdziwy, co psychologicznie wygodny dla jego zwolennika, pozwalając mu dzielić ludzi na gorszych i lepszych, na ceniących wartości i ceniących „antywartości", na uczciwych i nieuczciwych. Sam zawsze należał będzie do tej lepszej kategorii - i tym właśnie łatwo zdemaskować obronne uproszczenie.
„Antywartości" jako składników godnościowego „ja" nie należy mylić z niską samooceną. Poczucie, że jest się od innych gorszym w jakimś ważnym społecznie zakresie, nie jest cenieniem łajdactwa zamiast rzetelności, lub tchórzostwa zamiast odwagi. Weźmy przykład naszego małego Jasia. Każde dziecko bywa czasem niegrzeczne, wpada w złość etc., i otrzymuje negatywną informację zwrotną („postąpiłeś brzydko/głupio"). Czasem rodzice Jasia mylą ze sobą ocenę uczynku i ocenę osoby, mówiąc: „jesteś brzydki/ głupi". Mimo tego nie użyje on „brzydoty" lub „głupoty" jako budulca do tworzenia wyobrażeń o swoich przymiotach. Nie potrafi odczuwać dumy z tego, że jest „wredny, głupi i zły" i przeżywać tego w identyczny sposób, jak przeżywa oczywisty dla niego fakt, że jest „grzeczny, mądry i dobry". Wygląda na to, że nasze „ja" nie jest tabula rasa, na której wszystko można zapisać. W trakcie pierwotnej socjalizacji człowiek przyswaja tylko wartości. Są tym, co w nas „dobre", i tylko one przynoszą satysfakcje godnościowe. Nie sposób znaleźć zdrowego na umyśle człowieka, który przeżywałby taką samą satysfakcję godnościową ze zgodności swego postępku z wzorcem „łajdactwa", jaką przeżywają wszyscy „normalni" ludzie z zachowania zgodnego z wzorcem „uczciwości"[4]. Antywartości jako przymioty „ja" co najwyżej przypisujemy innym - przypisanie ich sobie jest sygnałem kryzysu godnościowego i skutkuje depresją. Trudno powiedzieć, skąd się bierze to, że struktura „ja" satysfakcje godnościowe czerpie tylko z tego, co dobre. Wyjaśnienie można próbować oprzeć na tezie o funkcjonalności powszechników wartości dla istnienia każdej społeczności i dysfunkcjonalności antywartości. Rodzaj ludzki dawno wyginąłby, gdyby czynienie innym zła równie łatwo i często przynosiło satysfakcje godnościowe i budowało dumę osobistą, co czynienie im dobra. Można zaprogramować taki trening uspołecznienia małego dziecka lub młodego człowieka, który doprowadzi do rezultatów z pozoru niezgodnych z powyższą zasadą. Odpowiednio nagradzane dziecko może odczuwać dumę ze zła, które czyni - na przykład dla Jasia odpowiednio ocenianego przez dorosłe autorytety, dręczenie małego kotka stanie się „dobre", a nie „złe". Wymaga to jednak odwrócenia wszystkich powszechnie przyjętych kryteriów oceny społecznej i sztuczne podtrzymywanie tego przez całe znaczące otoczenie człowieka. W powszechnym odczuciu będzie to oceniane jako patologia, a w praktyce trudne do osiągnięcia. Wiadomo, że grupy próbujące budować socjalizację na antywartościach, na cenieniu i dążeniu do „bezinteresownego zła" nie potrafią długo przetrwać w większej społeczności (najlepszy dowód, że ich praktycznie nie ma), a ujawnione opinii publicznej budzą taką powszechną grozę i niechęć, że są szybko pod różnymi pretekstami eliminowane (na przykład sataniści). Zapewne jest tak, że nie tylko jednostka, ale także kultura dużej grupy lub społeczeństwa nie jest w stanie skutecznie i na dłuższą metę przyswoić sobie antywartości.
1.1.4. Korzyści a wartości
Dążenia ludzi wynikają z ich potrzeb. Dążenia do korzyści wynikają z potrzeb strukturalnych naszego organizmu i jego fizjologii, a dążenia do wartości, ujawniające się jako motywy godnościowe - z podstawowej potrzeby struktury „ja". Potrzeba godności poprzez pochodzącą z niej motywację odgrywa ogromną rolę w postrzeganiu rzeczywistości i motywowaniu zachowania. Powstaje ona wraz ze strukturą „ja" i jest osadzona w niej w podobny sposób, jak w fizjologicznej strukturze organizmu osadzona jest potrzeba pokarmu. Człowiek musi pozostawać w zgodzie z wartościami na pewnym minimalnym poziomie, podobnie jak musi dostarczyć organizmowi minimum pożywienia. Nadmierne wygłodzenie uniemożliwia normalne funkcjonowanie organizmu, podobnie deprywacja potrzeby godności powoduje zaburzenia w czynnościach struktury „ja", odpowiedzialnej za normalne funkcjonowanie człowieka w jego otoczeniu społecznym, za jego poprawne relacje z bliskimi mu osobami, odpowiednie do sytuacji odczucia i emocje etc.
Odróżnienie osobistej korzyści od wartości, z uwagi na fundamentalne znaczenie tych terminów w dalszym toku wywodów, wymaga szerszego rozwinięcia. Oprócz wzorców zachowania godnego, człowiek przez uczestnictwo w kulturze uczy się zachowania, którego treścią jest sprawność w zaspokajaniu podstawowych potrzeb własnego organizmu. Potrzeby korzyści są to „stany braku", z czego wynika kilka wniosków:
1. Gdy brak uzupełnimy, potrzeba znika i przechodzi w stan „latentny".
2. Tak jak brak można jedynie usunąć, tak potrzeba może zostać tylko zredukowana. Dążenia do korzyści oparte są na zasadzie redukcji napięć lub popędów.
3. Motyw korzyści ma wyłącznie awersyjny charakter, jest odczuwany subiektywnie jako stan przykrości: trudno sobie wyobrazić przyjemne braki lub przyjemności, które chcemy zredukować. Człowiek kierowany korzyściami unika czegoś, a nie dąży do czegoś[5].
Potrzeba godności nie jest stanem „braku czegoś", lecz „dążeniem do czegoś". Działania człowieka wyglądają inaczej niż w wypadku potrzeby korzyści:
1. Wartość dodatnią dla podmiotu ma sama aktywność, zaspokajająca potrzebę godności „konsonansem godnościowym". Mówiąc prościej, godne postępowanie przynosi samoistną nagrodę w postaci „wewnętrznej satysfakcji".
2. Potrzeba godności nie przechodzi w stan latentny, przestając wpływać na zachowanie po jej zaspokojeniu, lecz stale jest aktywna i wpływa na zachowanie. W tym sensie jest ona niemożliwa do zaspokojenia.
3. Czynniki zewnętrzne (sytuacja, odbierane bodźce) nie wywołują potrzeby godności, tak jak to ma miejsce w wypadku motywu korzyści, lecz tylko stwarzają i określają możliwość jej zaspokajania.
Zachowania korzystne od godnych różnią się jeszcze pod dwoma ważnymi względami:
1. Zachowania kierowane motywem korzyści podlegają racjonalnej kalkulacji koszty - efekty, która nie ma zastosowania do zachowań motywowanych godnością. Dobrym tego przykładem jest etniczny konflikt, gdzie kilka społeczności o różnej narodowości niszczy nawzajem swój dobrobyt, prowadząc rozruchy lub wojnę domową w imię godności etnicznej lub narodowej, mimo oczywistej nieracjonalności i nieopłacalności takiego działania, której dowodzi destrukcja zdrowia, materialnego dobytku, ruina całego kraju.
2. Każdy z dwóch rodzajów zachowań - korzystnych i godnych - zaspokaja inną potrzebę psychologiczną, kierowany jest inną motywacją rządzącą się innymi prawami.
Kierując się godnością, często musimy rezygnować z korzyści. Rezygnacja z korzyści nie może jednak pójść za daleko, bo przypłaci się to życiem. Zaspokojenie potrzeb organizmu musi być dokonane na pewnym koniecznym biologicznie poziomie - inaczej organizm zginie. Korzyści są to konkretne „fakty", tzn. stany rzeczy, którymi rządzi zasada rzeczywistości - nie można wyobrazić sobie jedzenia i tym się nasycić. Potrzebę godności zaspokaja się natomiast na poziomie poznawczym, zgodnością przekonań o tym, „jaki jestem?", z przekonaniami o tym „co robię?". Chroni się ją także przekonaniami, tyle że innego rodzaju - usprawiedliwieniami redukującymi dysonanse godnościowe. Łatwo pojąć, dlaczego ochrona i zaspokajanie potrzeby godności muszą być kontrolowane przez jakiś czynnik zapewniający równowagę pomiędzy biologicznymi potrzebami a wywodzącą się ze struktury „ja" potrzebą godności, jej zaspokajaniem i ochroną. Gdyby takiej kontroli brakowało, ludzie bez żadnych ograniczeń oglądaliby świat przez różowe szkiełko usprawiedliwień lub wyobrażeń pochlebnych dla „ja", którym rzeczywiste fakty nie stawiałyby oporu. Tworzona przez nich wizja świata byłaby pozbawiona racjonalności i kontaktu z rzeczywistością. Taka dowolność pozwalałaby maksymalizować ochronę i zaspokajanie potrzeb „ja", ale stanowiłaby zagrożenie dla biologicznego przetrwania nie tylko jednostek, lecz całego gatunku ludzkiego. Dlatego zapewne Leon Festinger, twórca teorii dysonansu poznawczego, twierdził, że przekonania pozostające w dysonansie przejawiają opór wobec zmiany, dążąc do pozostawania w zgodzie z rzeczywistością, z obiektywnie zaistniałymi faktami niezależnie od tego, czy zagraża to dobremu o sobie mniemaniu, wywołuje wewnętrzny ból lub cierpienie. Właściwość przeżyć godnościowych polegającą na pozostawaniu w zgodzie z rzeczywistością nazwijmy „zasadą adekwatności".
Drugim czynnikiem zapewniającym więź pomiędzy rzeczywistością i faktami a przekonaniami godnościowo znaczącymi, jest tolerancja na dysonans i konsonans godnościowy. Wiadomo, że dojrzali ludzie o dużej tolerancji na dysonans godnościowy potrafią ujrzeć swoje niewłaściwe postępowanie i przyznać się do błędu, ponieważ nie zniekształcają obronnie rzeczywistości w stopniu, który to uniemożliwia. Tolerancja na konsonans godnościowy powoduje, że trudno ich wziąć na pochlebstwa, są odporni na komplementy, a mając nawet dużą władzę i dworaków wokół siebie, potrafią utrzymać kontakt z rzeczywistością. Zaspokajanie i ochrona potrzeby godności, pozostające pod kontrolą „zasady adekwatności", oraz tolerancja na dysonanse i konsonanse godnościowe, zapewniają człowiekowi adekwatny odbiór świata otaczającego i sprawne w nim funkcjonowanie.
Zadania i działania wynikające z potrzeb godności i korzyści stanowią odpowiednik dwóch rodzajów regulacji stosunków człowieka z otoczeniem - przystosowania i działania[6]. Przystosowanie bazuje na motywach korzyści i ma charakter reaktywny, polega na zachowaniu w jakiś sposób narzuconym człowiekowi. Natomiast godne działanie jest samodzielne, polega na narzuceniu przez działającego własnych warunków otaczającemu światu, jest zachowaniem typowo ludzkim, niespotykanym u zwierząt.
1.2. Sytuacje pokusy
Kluczowym pojęciem w tej książce jest konflikt dwóch motywów: dążenia do własnej korzyści i dążenia do własnej godności. Sytuację, w której ten konflikt powstaje, nazywam sytuacją pokusy. W takich właśnie sytuacjach porządni ludzie czasem oszukują lub kradną. Czasem jednak zachowują się zgodnie z cenionymi wartościami, mimo że naruszając je, mogliby odnieść spore osobiste korzyści. Skąd się to bierze? Potocznie odpowiadamy na takie pytanie: „Uczciwi ludzie zachowują się uczciwie, bo są uczciwi, a kradną tylko złodzieje" - i zamykamy sprawę. My nie kradniemy, tylko korzystamy z okazji, kradną wyłącznie „oni". W tym opracowaniu inaczej stawiam ten problem: Uczciwi ludzie zachowują się uczciwie, bo ich potrzeba własnej godności domaga się zaspokojenia. Kradną zaś i oszukują tylko wtedy, gdy są przekonani, że mogą tak postąpić - że nie jest to kradzież, tylko okazja.
Jeśli wnikniemy trochę głębiej w zjawisko, potocznie zwane korupcją, okaże się, że jest to wyłącznie domena „porządnych ludzi" - a nie kryminalistów, psychopatów, recydywistów i miejskich lumpów:
- Skorumpowany policjant „załatwia" sprawę - lecz nie każdą - tylko wybranemu człowiekowi. „Załatwiając" komuś sprawę, uważa, że„korzysta zokazji", aby mu „pomóc", boten jemu wzamian pomaga lub pomoże. Wpozostałych 99 przypadkach na100 broni prawa zgłębokim przekonaniem inieraz znarażeniem życia. Jest przecież wmniemaniu własnym, rodziny ikolegów dobrym stróżem prawa.
- Przekupny lub stronniczy urzędnik „przychyla się" downiosku petenta, zaktórym stoją pieniądze lub władza, robiąc rzadki wyjątek wśród wielu spraw. Jego zdaniem, szczególne okoliczności - wktóre „głębiej wniknął" - powodują, żedla tego petenta można, anawet należy uczynić wyjątek wrutynie.
- Skorumpowany celnik sto ciężarówek uważnie przegląda, atylko jedną przepuszcza bez kontroli naprośbę znajomego (wspartą przysługą lub gotówką), bomu „wierzy nasłowo", żejedzie wniej trochę wódki nawesele córki.
W naszym najbliższym, a nawet trochę dalszym otoczeniu, znajdują się podobni do nas „porządni ludzie", ceniący sobie elementarne wartości moralne - uczciwość, solidarność, sprawiedliwość etc. Mimo tego nie brakuje wokół nas oszustw, łajdactwa i niesprawiedliwości. To „porządni" ludzie naruszają osobiście cenione wartości i nie będąc w stanie „wyższej konieczności", oszukują i biorą łapówki, czyniąc to najczęściej dla niewielkich korzyści. Co to znaczy, że mamy do czynienia z „porządnym człowiekiem"? Porządnymi ludźmi jesteśmy my oraz nasi przyjaciele, znajomi, współpracownicy i koledzy. Z łajdakami przecież się nie zadajemy. Porządnym człowiekiem jest w potocznym pojęciu ktoś, kto ma cztery właściwości:
1. Ceni osobiście „powszechniki wartości" - uczciwość, sprawiedliwość, solidarność, rzetelność, bezstronność etc. - i uważa je za ważne i godne poparcia;
2. Opisuje się za ich pomocą, internalizuje je jako przymioty własne i umieszcza w obrazie własnego „ja". Mówiąc krótko, uważa, że „jest porządnym, odpowiedzialnym, uczciwym, rzetelnym etc." człowiekiem;
3. Jego bliscy - rodzina, przyjaciele - także przypisują mu posiadanie takich przymiotów, mają go za „człowieka wartości";
4. Jest również „człowiekiem wartości" w ocenie życzliwych mu kolegów z pracy, przełożonych, sąsiadów i dalszego otoczenia.
Nie widzę piątej właściwości, która pozwoliłaby odróżnić porządnego człowieka od łajdaka. Każdy porządny człowiek ma oczywiście wrogów - a ci mają go za nicponia lub łajdaka. Któż jednak nie ma wrogów? Tylko ci, którzy starali się wszystkim przypodobać i dlatego u wszystkich zasługują na pogardę. Porządni ludzie naruszają wartości wyłącznie wtedy, gdy znajdą się w sytuacji pokusy i uznają, że jest to dobra „okazja". Kradną, sięgając po naganną korzyść, gdy mogą tak uczynić bez naruszenia uczciwości i tym samym, dobrego o sobie mniemania. Uważają, że w tej konkretnej sytuacji można, ich zdaniem, uczynić wyjątek od reguły, powołując się na jakieś okoliczności, i sięgnąć po korzyść. Z natury swojej motyw korzyści nie jest sprzeczny z godnością - nie ma nic złego w sięganiu po korzyści, jeśli nie narusza to wartości.
Dlaczego ceniąca Boga Ewa naruszyła jedno z jego poleceń i zjadła owoc zakazany? Ewa mogła przejść obok drzewa wiadomości złego i dobrego, nie sięgając po jego owoce, gdyby wąż nie zbudował sytuacji pokusy i nie podsunął Ewie usprawiedliwień. Na zdrowy rozum jest oczywiste, jak postąpić, aby stworzyć szansę „dogadania się" kusiciela z kuszonym. Trzeba najpierw umiejętnie uformować sytuację pokusy i dać kuszonemu możliwość rozeznania się w niej, następnie trzeba uzgodnić usprawiedliwienia, a dopiero później można przejść do korzyści. Kuszenie człowieka do złego (i korzystnego) uczynku polega na stawianiu go w sytuacji pokusy i podsuwaniu mu usprawiedliwień - rzecz w tym, czy zechce je z nami uzgodnić i uznać za wiarygodne. Jeśli proces uzgadniania usprawiedliwień poprowadzimy umiejętnie, chroniąc „ja" kuszonego, kuszenie będzie niemal zawsze skuteczne i kuszony sięgnie po korzyści[7].
Dla ilustracji wyobraźmy sobie sytuację, w której lekko pijany kierowca, zatrzymany przez policję, usiłuje nakłonić patrol do puszczenia go wolno i pilotowania do domu. Ma w kieszeni 1000 zł i decyduje się tyle zapłacić za tę „przysługę". Nie ma żadnych szans na powodzenie, jeśli zachowa się wyniośle i słowem lub gestem potraktuje policjantów „z góry". Wyciągając następnie pieniądze z kieszeni, wywoła tylko dodatkowo oskarżenie go o próbę przekupstwa. Spotka go zasłużona kara, ponieważ nie potrafił odpowiednio uzgodnić z policjantami wiarygodnych usprawiedliwień. Trudno usprawiedliwić przyjęcie korzyści od pijanego przestępcy i chama na dodatek - stanowi to czyn niegodny uczciwego, dobrego funkcjonariusza i obrońcy prawa. Nie odwiozą go do domu, chroniąc przed zatrzymaniem przez inny patrol, bo to znaczyłoby, że dali się wynająć przestępcy i mu usługiwali.
Dużą szansę na załatwienie sprawy z policjantami daje temu pijanemu kierowcy inna technika:
- nawiązanie partnerskiego kontaktu iszacunek okazany policjantom,
- przyznanie się doniewłaściwego postępku (wypicia jednego kieliszka wódki), który uzasadni niezwykłymi okolicznościami, naprzykład przyłapaniem żony naniewierności, otrzymaną wiadomością, żema raka etc.,
- solenne przyrzeczenie poprawy,
- zwrócenie uwagi nato, żejechał wolno iostrożnie, nikomu nie zagrażał sposobem jazdy etc.
- umiejętne wprowadzenie wątku zapłaty 1000 zł, które policjanci otrzymują nie zanaruszenie zasad, lecz zapomoc udzieloną człowiekowi wtrudnej sytuacji życiowej.
Tym razem pijak jest uprzejmy, a sposobem przedstawienia sprawy daje sobie i policjantom możliwość uzgodnienia wiarygodnych usprawiedliwień. Mogłoby z pozoru wyglądać, że mają do czynienia z przestępcą, gdyby w rzeczywistości nie stał przed nimi porządny człowiek, który naruszył przepisy w wyjątkowo skomplikowanej sytuacji osobistej. Nie wywołał przy tym żadnego zagrożenia na drodze i swoim zachowaniem daje gwarancję, że więcej tak nie postąpi. Jest w trudnej sytuacji życiowej - jak można mu nie pomóc i nie odprowadzić go bezpiecznie do domu? Zapłaci za to 1000 zł, a więc odczuje finansową dolegliwość i w przyszłości zastanowi się głęboko, zanim po kieliszku siądzie za kierownicą.
Znalezienie się w sytuacji pokusy i wywołany tym wewnętrzny konflikt jest stanem nieprzyjemnym. Nie można jednak „wycofać się" z sytuacji pokusy, ignorując pojawiające się korzyści sprzeczne z wartością - takie zachowanie jest psychologicznie mało prawdopodobne.
Banknot 500 000 złotych[8]
Pani naczelnik wyszła ze swego boksu w hali kasowej, wzięła klucz od służbowej toalety i długim korytarzem poszła w jej kierunku. Z lewej strony było stanowisko kasy, przy którym kłębiła się kolejka klientów. Przechodząc obok, dostrzegła, że na podłodze leży banknot 500 000 zł - banknoty te zaczęły wchodzić do obiegu i miały dużą realną wartość.
Odruchowo schyliła się i podniosła go, po czym weszła do toalety, która była tuż obok. W toalecie zorientowała się, że nikt tego nie zauważył - banknot zdawał się być bez właściciela. Wracała z toalety ze znalezionym banknotem w ręku, trzymając go tak, aby był dla wszystkich widoczny. Postanowiła oddać go na pierwsze żądanie, lecz nikt jej nie zaczepił, nie zauważyła żadnego poruszenia wśród ludzi oczekujących przy kasie.
Przez dwa dni zastanawiała się nad powstałą sytuacją. Według relacji zaprzyjaźnionej z nią koleżanki z pracy dalszy bieg zdarzeń był następujący:
- Wyobraź sobie - relacjonowała pani naczelnik - trzeciego dnia wtargnął do mojego gabinetu jakiś nieznajomy człowiek. Po chamsku i nie przebierając w słowach, dał mi do zrozumienia, że to ja ukradłam mu 500 000 zł i zażądał ich natychmiastowego zwrotu. Wyrzuciłam go za drzwi i nakazałam opuszczenie banku. Byłam gotowa oddać te pieniądze, ale w tych okolicznościach okazało się to niemożliwe.
Często myli się sytuację pokusy z jakąś ujawniającą się nagle znaczącą korzyścią - na przykład atrakcyjna kobieta zwraca na siebie uwagę mężczyzny, ktoś proponuje nam zarobienie nieoczekiwanych pieniędzy etc. Póki korzyść nie wchodzi w konflikt z wartościami - mężczyzna jest wolny, a zarobek jest rzetelny - nie jest to sytuacja pokusy w przyjętym tutaj znaczeniu. Sytuację pokusy tworzą okoliczności wywołujące wewnętrzny konflikt motywów korzyści i wartości. Motywy te muszą być czynne, w jakimś przynajmniej stopniu obecne w świadomości, abyśmy mogli mówić o przeżywaniu stanu pokusy. Zwróćmy uwagę, że nie mamy tu do czynienia z żadnymi „dylematami moralnymi"[9], które do rozstrzygnięcia wymagają zaawansowanej wiedzy etycznej o tym, co dobre lub złe. Oceny etyczne w sytuacjach pokusy są wyjątkowo proste - każdy gimnazjalista wie, że złem jest wybór osobistej korzyści dokonany kosztem naruszenia wartości moralnej.
Określmy, co sytuację pokusy odróżnia od innych sytuacji:
- W sytuacji pokusy całość motywacji człowieka daje się zsensem uprościć dodwóch itylko dwóch motywów - motywu korzyści imotywu godnościowego. Korzyści nie muszą przy tym być duże, adążenia donich niezwykle silne. Wystarczy, żesię zaznaczają natle godnościowych dążeń człowieka, które zawsze sąaktywne.
- Struktura sytuacji pokusy układ elementów sytuacji jest taki, żete dwa motywy wchodzą zesobą wkonflikt, nie dając się zesobą pogodzić. Stawia toczłowieka przed alternatywą: albo korzyść, albo wartość - nie ma trzeciej możliwości. Sięgnięcie poosobistą korzyść odbywa się kosztem wartości moralnej, zaś zachowanie zgodne zcenionymi wartościami nieuchronnie powoduje utratę korzyści.
Sytuacja pokusy
Obiektywny opis a przeżywanie sytuacji to dwie różne sprawy. Jestem obiektywnie w sytuacji pokusy, gdy zdaniem obserwatora zewnętrznego powstaje konflikt motywu godnościowego z motywem korzyści. Jest to jednak tylko jego przypuszczenie oparte na mniemaniu, że pewne parametry sytuacji wywołują u ludzi przeżycie konfliktu dążeń do korzyści oraz dążeń godnościowych. Znajduję się subiektywnie w sytuacji pokusy (trafniej powiedzieć „w stanie pokusy"), jeśli ten konflikt rzeczywiście przeżywam, postrzegając i interpretując sytuację jako pokusę. Gdy jeden popada w rozterkę z powodu pokusy, drugi, w tej samej obiektywnie sytuacji może nie doświadczać żadnego konfliktu motywacyjnego. Widzi tylko korzyści do wzięcia, albo dostrzega tylko wartości - jako jedyny znaczący motyw zachowania. Jeśli chcemy być pewni, że ktoś „odczuwa pokusę", a nie tylko mniemać o tym na podstawie obserwacji, musimy się dowiedzieć, czy sytuacja wywołała konflikt motywów korzyści i wartości. Najlepiej wtedy poprosić rozmówcę, aby swoimi słowami szczegółowo określił, co odczuwał, i nazwał motywy działania. Informację taką trudno jest uzyskać bez specjalnych zabiegów, ponieważ sprawa dotyczy niechętnie uświadamianych intencji działania (na zimno analizowany motyw „pójścia za korzyścią" oznacza wysoce naganne, świadome działanie „przeciw" wartości).
1.3. Dysonans godnościowy i jego redukcja
Porządni ludzie nie sięgają po niegodną korzyść, cynicznie mówiąc sobie: „kradnę, jestem łajdakiem, i cóż w tym złego?", lecz dbają o to, aby kradnąc, móc powiedzieć: „nic złego nie zrobiłem, nadal jestem uczciwym człowiekiem". Ludzie w sytuacji pokusy poszukują wiarygodnych usprawiedliwień, którymi mogą zredukować dysonans godnościowy wywołany swoim zachowaniem. Sytuacji pokusy istnieje nieskończenie wiele - każda pokusa jest inna, bo inne są konkretne warunki jej powstania, inne korzyści i ich wielkość, inne są wreszcie wartości i sposób ich naruszania. Natomiast usprawiedliwień jest niewiele, jeśli rozumieć przez nie techniki redukcji dysonansu poznawczego, które stają się wiarygodne poprzez społeczne ich uzgadnianie w małych i większych grupach.
Dysonans godnościowy jest specyficzną postacią dysonansu poznawczego. Jest sprzecznością godnościowo znaczących przekonań o sobie, o własnych przymiotach i cenionych osobiście wartościach tworzących obraz samego siebie („Jaki jestem?"), z przekonaniami o własnym uczynku i jego godnościowym znaczeniu („Co robię?"). Dysonans godnościowy odróżnia od dysonansu poznawczego zagrożenie stwarzane potrzebie godności. Jeśli nie zostanie zredukowany do poziomu tolerowanego przez człowieka, może na dłuższą metę spowodować znaczące obniżenie poczucia własnej wartości i w konsekwencji niemożność normalnego funkcjonowania struktury „ja". Zgodnie z teorią Leona Festingera, redukcja dysonansu poznawczego może przebiegać tylko na dwa sposoby:
1. albo zmienimy któreś z pozostających w dysonansie przekonań na przeciwne,
2. albo wprowadzimy pomiędzy nie trzecie przekonanie, które sprawi, że wcześniej postrzegana niezgodność zniknie, okaże się pozorna lub możliwa do tolerowania.
W przypadku dysonansu godnościowego pierwsza z tych dróg jest niedostępna - zachowanie własne jest faktem trudnym do zaprzeczenia, podobnie nie sposób jest zmienić przymioty własne na „antywartości". Pozostaje tylko druga droga - odwołanie się do przekonań „trzecich", przywołanie pewnych okoliczności i interpretowanie ich tak, aby sprzeczność uczynić „pozorną", zmniejszając dysonans do wielkości tolerowanej bez szkody dla potrzeby godności. W psychologii nazywa się to „racjonalizacją", w potocznym języku „usprawiedliwieniami". Wszyscy znają ze słyszenia rozmaite racjonalizacje i usprawiedliwienia w rodzaju: „każdy tak robi", „tylko ryba nie bierze w łapę, bo jej nie ma", „co państwowe, to niczyje" etc., ale nie każdemu takie przekonania są&nbs