Najwspanialszy naród świata
| Poprzednie numery | 2005-10-14
Z Lady Belhaven and Stenton rozmawia Michał Tyrpa
Od lat Pani oraz jej mąż – Lord Belhaven and Stenton angażujecie się w promowanie sprawy polskiej i tworzenie jak najlepszego klimatu między Polską i Wielką Brytanią. Co udało się w tej kwestii osiągnąć?
– Proszę nie przeceniać mojej roli. To, co od dwudziestu lat dzieje się w relacjach między Polską, a Zjednoczonym Królestwem, jest rzeczywiście po części zasługą mojego męża. Z racji faktu zasiadania w Izbie Lordów miał on (i ma nadal) pewien wpływ na opinię brytyjskich kół rządzących na temat Polski. Kiedy w 1985 r. zaczął na forum Parlamentu podnosić sprawy związane z Polską, był w tym absolutnie osamotniony. Niektórzy – starsi wiekiem – przypominali sobie oczywiście czasy wojny, udział polskich lotników w Bitwie o Wielką Brytanię, bohaterstwo polskich żołnierzy walczących u boku Brytyjczyków na froncie zachodnim. Większość brytyjskiej klasy politycznej uznawała jednak mojego męża niemal za dziwaka. Przez te lata orędował on w Parlamencie na rzecz wsparcia Polski w jej dążeniu do NATO, zniesienia wiz dla Polaków, większej współpracy gospodarczej między naszymi krajami. Dzisiaj możemy mieć satysfakcję, że cele te zostały osiągnięte. W 1995 r. za zasługi dla Rzeczypospolitej mąż został odznaczony Krzyżem Komandorskim przez prezydenta Wałęsę.<?xml:namespace prefix = o ns = "urn:schemas-microsoft-com:office:office" />
Skąd wzięło się u Lorda Belhaven and Stenton to propolskie nastawienie?
– Bądź, co bądź, ożenił się z Polką i ma z nią dzieci... (śmiech). Poza tym jeszcze jego ojciec podczas wojny, w czasie kampanii włoskiej zetknął się z generałem Andersem, którego bardzo szanował. A więc te więzi nie były przypadkowe. Być może w jakimś sensie zaważyło i to, że mój mąż jest Szkotem.
Polacy mają więcej wspólnego ze Szkotami, niż z Anglikami?
– Polacy tak jak Szkoci, czy Irlandczycy obchodzą głównie rocznice swoich klęsk... (śmiech) Mimo to, podobnie jak Szkotom, nie brakuje nam słusznej dumy. Coraz częściej zaczynamy odkrywać, że mamy się także czym szczycić.
Czym według Pani możemy się szczycić?
– Naszą historią. Polacy są najwspanialszym narodem na świecie! Uważam, że gdyby coś takiego, co spotkało nas w przeciągu ostatnich 200 lat przydarzyło się innemu narodowi, naród ten na pewno by nie przetrwał. To, że przy naszym położeniu geopolitycznym między Niemcami, a Rosją – dwoma najgroźniejszymi państwami w Europie, które przez ostatnie dwa wieki robiły co mogły, żeby nas wymazać z mapy, jeszcze w ogóle istniejemy, to prawdziwy cud! Przez tak długi okres pozbawiano nas elit, wynaradawiano, demoralizowano, a jednak dziś nie tylko wciąż trwamy, ale potrafimy wykazać się nieprawdopodobną energią, inwencją i samodzielnością. Czy to nie jest zdumiewające?! Ogromny potencjał Polaków najlepiej widać, gdy się patrzy na rzesze młodych ludzi, którzy przyjechali do Wielkiej Brytanii i w większości znaleźli pracę. To często najlepsi pracownicy na tym rynku, którzy sumiennością i rzetelnością górują nad miejscowymi.
Skąd się bierze ta nasza „zagraniczna” sumienność?
– Polak jest sumienny, gdy mu godziwie płacą. Poza tym polski hydraulik, albo budowlaniec – inaczej niż miejscowi – nie patrzy, czy przypadkiem dzień, w którym jest do wykonania dana praca nie jest dniem świątecznym. Nie zastanawia się, czy zgodnie z narzuconymi przez Brukselę bzdurnymi często przepisami, w ogóle powinien próbować się schylić, żeby dokręcić jakąś śrubkę, itp. Po prostu przychodzi, patrzy co jest do zrobienia i stara się jak najlepiej to zrobić. Zazwyczaj z inicjatywą i inwencją, których innym zupełnie brak.
Często Pani przyjeżdża do Polski. Jak Pani ocenia naszą rzeczywistość tu i teraz?
– Od 1989 r. postęp jest wręcz niesamowity. Kiedy co jakiś czas przyjeżdżam do Krakowa, widzę, jestem wręcz oszołomiona, jak wiele zmienia się na korzyść. Przede wszystkim jest to zasługą drobnych przedsiębiorców, którzy wbrew nieprzyjaznemu państwu, z jego rozrośniętą biurokracją i regulującym wszystko przepisom, otwierają swoje biznesy i starają się jakoś związać koniec z końcem.
A czego – Pani zdaniem – najbardziej dziś w Polsce brakuje?
– Przede wszystkim dobrego prawa. Mamy w Polsce bardzo dużo bardzo złego prawa. Bardzo dużo martwych przepisów, które z jednej strony wyrażają pobożne życzenia ustawodawcy, z drugiej zabijają i krępują wolność gospodarczą i inicjatywę obywateli. Poza tym lata komunizmu poważnie zdemoralizowały społeczeństwo. Zanikła w Polsce – typowa dla Anglików – świadomość, że prawo jednego jest zawsze obowiązkiem drugiego. Dzisiaj każdy uważa, że mu się należy tylko coraz więcej uprawnień. Mało kto czuje się do czegokolwiek zobowiązany. Nie ma poczucia tego, co Anglicy określają słowem fair. Jeśli pan pyta, czego jeszcze brakuje, to powiem, że bardzo przydaliby się Polsce ludzie, którzy mają jakieś zaplecze finansowe i którzy identyfikują się z polską racją stanu.
W czym się przejawia ta polska wypaczona świadomość prawna?
– Wystarczy raz pójść do polskiego urzędu i próbować załatwić najprostszą sprawę. A mówię to jako osoba z wykształceniem prawniczym. Notabene, charakterystyczne są trudności, z wyjaśnieniem nie-Polakom znaczenia słów „załatwić” i „wykombinować”. Te podstawowe w języku polskim wyrazy są praktycznie nieprzetłumaczalne na angielski! Brytyjczyk nie jest w stanie zrozumieć całego – oczywistego dla Polaka – bogactwa znaczeniowego, jakie kryje się za tymi terminami... Kiedyś próbowaliśmy załatwić pewne formalności w krakowskim Wydziale Architektury. Po tym, czegośmy tam zaznali mój mąż stanął w rozpaczy i wykrzyknął (cytując słowa, które wypowiedział w XVI w. John Knox): „What a Monstrous Regiment of Women..!”. Ludzie są bezsilni wobec urzędników i złego prawa. Jeśli tego się w Polsce nie zmieni, jeśli nie stworzy się skutecznego mechanizmu walki z tą potworną korupcją i bezprawiem, nic się nie uda zrobić.
W tej sprawie powinniśmy się wzorować na Brytyjczykach?
– Tego Polacy mogą i powinni uczyć się od Brytyjczyków. Powinni także uczyć się od nich demokracji. Anglia jest najstarszą nieprzerwanie funkcjonującą demokracją na świecie. Ale żeby te procesy przyniosły w Polsce skutek, potrzeba bardzo dużo czasu. Moim zdaniem co najmniej dwie, trzy generacje.
Rozmawiał Michał Tyrpa
Tekst pochodzi z londyńskiego Dziennika Polskiego (www.dziennikpolski.co.uk)
< body>